Irlandię Północną zapamiętam zawsze jako Kraj szary w architekturze, a w naturze zielony, wiosną budzący się do życia. Pamiętam dokładnie, gdy zostałam tu zaproszona wiosną 2012 roku, to właśnie z natury najprzyjemniej wspominam zapach i widok milionów kwiatów za oknem, pierwsze promienie wiosennego słońca, czego wtedy nie mogłam w pełni docenić z powodu zmiany klimatu i silnego przeziębienia. Wtedy te kilkanaście wilgotnych stopni wydawało mi się naprawdę niewystarczające, a nieco wyższe temperatury w domu szokująco za niskie. Jednak tamta wczesna wiosna już na przełomie marca i kwietnia zmieniła się a klimat ocieplił się dość mocno. Wyzdrowiałam, i wtedy właśnie, po raz pierwszy poczułam się jak w domu.
Na Zielonej Wyspie, obfitującej w kwiaty, w nowe wydarzenia, o których w tym wpisie już wspominać nie będę. Za to powiem Wam, że nigdzie indziej, tak bardzo jak w tym Kraju, nie poczułam piękna natury, eksplozji zapachu, nie widziałam takiej ilości kolorowych drzewek idąc ulicami miasta. Na świecie nie poznałam w swoim życiu tylu odmian roślin w ogrodach, i takiego ogromu swobodnie rosnących przy drogach oraz w parkach żółtych narcyzów zwiastujących Swięta Wielkanocne - jak tu..
Brytyjczycy kochają kwiaty i ogrody, dlatego w Parkach i różnych posiadłościach przez sporą część roku unosi się wyjątkowa woń, a we wszystkich sklepach obowiązkowo znajduje się półka ogrodnicza. W miastach są ogrody zabytkowe i 'państwowe', a w większych także botaniczne. Cudowne jest to społeczne zamiłowanie do natury i choćby fakt, że tutejsze dojrzałe kobiety 'pachną' i ubierają się niczym kwiatki. Baaa, mają oczywiście różne zajęcia, mniej lub bardziej ciekawe - crochet, czytanie książek, wypiekanie w kuchni. Niemniej ważnym elementem jest dbałość o własny ogródek, i najczęściej w ogrodzie można je spotkać od wiosny do zimy...
Najbardziej spodobało mi się też to, że w UK panowie powyżej średniej wieku zamiast siedzieć w barze - dbają o swoje ogrody. Jest to Ich obowiązek, który jak zauważyłam, wykonują z przyjemnością i dbałością.. Zresztą ogrody i ogródki w Irlandii Północnej są w większości domów, a tutaj są tylko domy (nawet te nieliczne apartamenty mają ogródki). Rośliny pchają się do życia, bujnie rosną dzięki klimatowi, i to wymaga ciągłej pielęgnacji.
W stolicy Irlandii Północnej, w stylu wiktoriańskim powstały miejskie ogrody botaniczne już w 1838 roku. Ku uciesze społeczności to miejsce stało się idealnym dla spotkań rodzin z dziećmi, pikników, a także imprez okolicznościowych. Publiczny Park został zlokalizowany tak, aby można było dostać się szybko do ścisłego Centrum dosłownie w 15 minut. Już Wam kiedyś pisałam o tych XIX wiecznych
Ogrodach położonych tuż przy Queens University Belfast, i o naszych wizytach tu w okresie zakwitu róż, a także witając, podobnie jak teraz -wiosnę..
Tym razem powrócę do naszej ostatniej wizyty, czyli do poprzedniego weekendu, kiedy królewskie ogrody postanowiliśmy 'chłonąć' z okazji Mother's Day. Było to w ostatnim dniu marca. Oprócz spacerów, relaksu na ławce, zajadania lodów i przejścia uliczkami Belfastu, odwiedziliśmy
Palmiarnię Ogrodu Botanicznego w Belfaście. Powiem Wam, że było to niesamowite przeżycie, gdyż właśnie teraz jest okres kwitnienia najpiękniej pachnących kwiatów wiosennych - hiacyntów, narcyzów, tulipanów. Jeśli wiecie co mam na myśli, to rozumiecie jakie doznania się wiążą z odwiedzinami ogrodów i szklarni o tej porze roku!
To chyba jedna z najpiękniejszych niespodzianek jaką mógł wymyślić mój mąż w Dniu Matki w UK. Kwiaty w ogrodzie były wszędzie, a dookoła mnóstwo rodzin z dziećmi, uśmiechniętych i zadowolonych Mam... Jednak palmiarnia w Belfaście to nie tylko kwiaty kwitnące, a w zasadzie to głównie -rośliny egzotyczne. Olbrzymie palmy osadzone pod środkową kopułą, po bokach różne mniej wymagające rośliny, jak kaktusy. Te zachwyciły mnie najbardziej. Z kolei trudno było wykonać zdjęcie (a nawet ustać) w szklarni tropikalnej. Tutaj, aby obejrzeć okazy roślinne, wchodziliśmy parę razy..
W ogóle w całej ten naszej wyprawie rewelacyjna okazała się pogoda, bo idealnie pasowała do dzisiejszego planu dnia, i lepszej scenerii nie mogłabym sobie 'w prezencie' wymarzyć. ;) Raz przesiadywaliśmy na słońcu, a za chwilę wchodziliśmy na rekonesans roślinny do szklarni, i tak ze trzy razy. Było dość chłodno ale za to jak słonecznie! Stąd czarujące zdjęcia, kontrastujących ram okiennych, z błękitem nieba, i tryskające świeżością fotografie - choćby jak te z olbrzymią, różową magnolią, kwitnącą aktualnie tuż przy jednym ze skrzydeł Palmiarni. Prawda, że piękne?
Do tego, prócz kwiecistego uroku, i wręcz zapierającej woni, nie mogłabym nie docenić uczucia osobistej euforii z faktu, że przebywałam właśnie w
historycznej palmiarni. Jest to jedna z najstarszych zachowanych tego typu - o żeliwnej konstrukcji wyginanej palmiarnia. Jedna z większych, nietknięta czasem, zadbana palmiarnia. Palm House Belfast Botanical Gardens została zaprojektowana przez Charlesa Lanyon'a i już od 1830 roku tworzono budynek.
Część centralna i chłodna (całoroczne kwiaty) powstała w 1839 roku, z kolei tropikalna, ukończona w 1889 roku. Nieopodal jest też
wąwóz tropikalny. Budynek odrestaurowano za miliony funtów z zachowaniem wiktoriańskich elementów. Ponoć w części tropikalnej osadzono okna z potrójnymi szybami, co ma za zadanie stworzyć odpowiednie środowisko naturalne dla roślin tropikalnych. Takie gorąco można mocno odczuć na własnej skórze w tropikalnej części palmiarni, bo jednorazowo nie da się tutaj dłużej przebywać niż 5-10 minut. ;)
Do domu wróciliśmy zrelaksowani, niesamowicie uradowani, i zadowoleni z wyprawy. Jednak nie da się porównać z niczym innym obcowania z kwiatami, których otoczenie może nie tylko poprawić nastrój, ale też pozwolić odnaleźć się w nieco odmiennej od codziennej rzeczywistości. Nie wątpiąc w siłę miłości bliskich osób, taka myśl mi się nasuwa, że te rośliny niestety czasem okazują się być o wiele bardziej pięknym otoczeniem dla ludzi od drugiego człowieka..
Adres: College Park, Botanic Avenue, Belfast BT9 5AB, Northern Ireland
Czynne: Codziennie Wejście: Darmowe
Przepiękne zdjęcia, a ten opis, aż chce sieb pakować walizkę i ruszać w podróż. Miło spędziłam u ciebie czas.
OdpowiedzUsuńDziękuję, a ja myślałam, że ty żyjesz w NI? :D
UsuńTrafiłaś w sedno z tym wpisem, właśnie chyba za to umiłowanie przyrody najbardziej pokochałam Anglię. Obecnie jestem na przeprowadzki do nowego domu w Yorkshire i już nie mogę się doczekać jak będę pielęgnować moj ogród.W wolnym czasie kocham odwiedzać takie piękne miejsca jak Twoja palmiarnia,aż się serce uśmiecha jak ogląda takie cuda. Piękne zdjęcia i relacja,miałaś cudny Dzień Matki 😊
OdpowiedzUsuńLepszego mieć nie mogłam :) Wróciłam odurzona zapachami i uśmiechnięta. Ja nie mogę się doczekać czasu, gdy będę pielęgnowała swój ogród :)
UsuńJakie cudowne miejsce <3 Zapisałam sobie na listę rzeczy do zobaczenia!
OdpowiedzUsuń:) Super, że CI się podoba. Może kiedyś nas odwiedzisz :)
UsuńPrzepieknie tam. Palmiarnia cudowna. Jak tak pisałaś o tych zapachach to czułam się jakbym tam była. My mamy w Łodzi też palmiarnię, ale nie tak dużą jak ta.
OdpowiedzUsuńOj chętnie zjawię się w Łodzi po tylu latach, zajrzę do palmiarni :) Dziękuję za odwiedziny! Miłej niedzieli
UsuńPrzypomina mi bardzo palmiarnie w Wałbrzychu niedaleko Zamku Książ
OdpowiedzUsuńZ chęcią ją zobaczę :)
UsuńJak ja kocham takie miejsca. Oglądając zdjęcia brałam jakby głębszy oddech ;)
OdpowiedzUsuń:D Dobrze Cię rozumiem ! Pozdrawiam
UsuńOjeju, znowu piękne zdjęcia. Chcę pojechać w każde miejsce, o którym u Ciebie czytam! <3
OdpowiedzUsuńWyszukałam, co to znaczy crochet - czy to jest zwyczajne nasze szydełkowanie, czy różni się czymś w Anglii?