sobota, listopada 24, 2018 13

jesienią w Belfaście - The Jailhouse

Nie będę ukrywać, że po naszych klimatycznych, pełnych słońca i egzotyki wyprawach (jak choćby ostatnio - Grecja) ze smacznym jedzeniem w roli głównej, jakoś nie tęskno mi za Krajem w którym aktualnie żyję z rodziną. W pewnym momencie myślałam, że to wynika z pochodzenia, ale okazuje się, że bardzo interesuje mnie historia i kultura środkowej Europy. Ostatnio także wyjeżdżając z Irlandii Północnej do miasta rodzinnego a potem do Warszawy miałam wrażenie, jakbym znalazła się w tym lepszym, bardziej wartościowym świecie. Ogrom historii Polski, zamknięty jest choćby w ulicach, czy kamienicach, jest bogactwo narodowe tak bliskie memu sercu.
W Irlandii wszystko jest proste, jak dla mnie nie wymagające nakładu myśli. Choć bardzo to spokojne życie lubię, jestem przekonana, że gdyby nie zamieszkanie tutaj, w ogóle nie pomyślałabym, aby Belfast - stolicę Irlandii Północnej kiedykolwiek odwiedzić. A tego mieszkając w danym Kraju po prostu nie można uniknąć. O ile mnie zbyt wiele oczarować tutaj nie może, to niektóre osoby w Irlandii może fascynować parę miejsc.
Dla jednych będą to Zamki, dla innych urocze ogrody i parki. Są też tacy, którzy uwielbiają zachowany klimat dawnej irlandzkiej wsi, czy małych miasteczek. A w takich dużych miastach jak Belfast, można spędzać dni na przechadzkach, i zakupach w olbrzymich domach towarowych a wieczory w towarzystwie poznając ludzi, odwiedzając tętniące życiem bary i restauracje. Tego tak naprawdę nie brak w irlandzkim mieście.
A tak szczerze? Trudno wzbudzić w tym ostatnim temacie moje zainteresowanie, bo biegania po butikach z odzieżą już od dawna nie lubię, a z kolei po barach za często nie chodzimy, odkąd Alexander przyszedł na świat. Co więcej nie smakuje nam irlandzkie jedzenie (jedliśmy, i jemy każdego dnia dużo lepszą kuchnię). Jednak ponieważ ja jeść zbyt dużo nie lubię, a raczej ograniczam się do aromatycznej herbaty, czy kawy, to gdy jestem już po obiedzie zawsze moim głównym celem jest rekonesans miejsca.
Za to przeważnie mój mąż lubi 'wrzucić coś na ząb'. Tak więc zaglądamy do różnych restauracji, a jeśli tylko nie czuję głodu, nic tak bardzo mnie nie fascynuje w tych barach i restauracjach jak klimat. Jest kilka kawiarni, które odwiedzamy regularnie z mężem, zazwyczaj w czasie gdy dziecko jest w szkole. Traktujemy to jak randkę, i cieszymy się jak zakochańce przebywaniem ze sobą, w takich miłych miejscach. Zdarza się też wyskoczyć gdzieś rodzinnie, w czasie wycieczek. Mamy ulubione lokale.
Gdy tylko dowiedziałam się od znajomej o istnieniu w Belfaście baru Henry's i odrestaurowaniu znanej kamienicy na jednej z najstarszych w stolicy ulic - powstanie klubu i restauracji The Jailhouse, obiecałam sobie, że odwiedzimy ten kompleks restauracyjny. Oczywiście stało się to przy okazji naszego przyjazdu do Belfastu w innym ważnym celu, ale cały dzień spędziliśmy bardzo sympatycznie, a w lokalu pewnie jeszcze nie raz się zatrzymamy. A to było tak:
Był pierwszy chłodny, lecz słoneczny, wczesnojesienny ranek w NI. Na popołudnie zaplanowaliśmy zakupy w Ikea Belfast, a około południa postanowiliśmy uczestniczyć we Mszy Świętej w polskiej Parafii. Spakowałam na drogę drożdżówki i pestki dyni, które wcześniej uprażyłam i ruszyliśmy do stolicy Irlandii Północnej. Ponieważ postanowiłam sfotografować słynny Zegar Alberta, po zrobieniu zdjęć, pokierowaliśmy się ku Joy's Entry (wejście prowadzące do nieznanego nam wcześniej odrestaurowanego lokalu The Jailhouse).
Nie sposób było nie zauważyć spalonego kilka dni wcześniej budynku sklepu Primark, który stoi centralnie na ulicy Castle Street. Wielka szkoda, bo to jedna z ładniejszych i zresztą zabytkowych budowli Irlandii Północnej wzniesiona w 1785 roku. Pewnie też zwolennicy weekendowych zakupów nie będą zadowoleni..? No cóż, my jakby poza tym tematem, idziemy na kawę i mały rekonesans otwartego  całkiem niedawno klubu. Ciekawe czy nas wpuszczą z dzieckiem?
Jak to na Irlandię Północną przystało, w zasadzie wszędzie tam, gdzie nie jest bezpośrednio bar, w niedzielę w godzinach przedpołudniowych i południowych można zjeść rodzinnie breakfast i lunch. My nie bardzo mamy apetyt na irlandzkie jedzenie, wolimy nasze domowe (śniadanko już zjedzone), ale kawa, frytki, i piwo dla męża to taki w naszej rodzinie zestaw startowy, nasze must have
Joy's Entry - wejście wprost do kulturalnej sceny w sercu Belfastu. To tutaj w XVII wieku tętniło życie miasta, i tutaj ma się nadal bawić Belfast. Prawdopodobnie tak się stało już, ponieważ w tych pięknych zabytkowych lokalach spotyka się obecnie mnóstwo osób (rodaków i nie tylko). Meritum tego miejsca jest jednak nie tylko wspaniały klimat klubowy, za który go kochają zwolennicy życia towarzyskiego, ale w szczególności jego historia.
Odrestaurowany ostatnio budynek był miejscem gdzie kupiec prezbiteriański Henry McCracken,  przebywał przez dwa ostatnie dni swojego życia zanim został powieszony na Cornmarket (7 czerwca 1798 roku) za przywództwo w bitwie pod Antrimem. Obecnie ten zanurzony w historii i od ponad 100 lat funkcjonujący bar McCrakena zyskał remont i przekształcony został w Henry's z odnowionym wnętrzem a zabytkowe boczne pomieszczenia zostają odrestaurowane z zachowaniem oryginalnych elementów i cech budynków jako The Jailhouse.
Zajmujemy mały stolik będący nowoczesnym elementem wystroju wnętrza, co szalenie mi tutaj pasuje, mimo iż nie jest to wyposażenie zabytkowe. Mąż i syn zostają na chwilę sami, idę obejrzeć lokal, a później wymieniamy się. Czujemy się tutaj bardzo dobrze. Dookoła ceglane ściany, bardzo ładne, jakby wszystko zostało zamrożone w czasie.
Ciekawe są też zachowane drzwi, niczym ze stodoły, malowane w ciekawy sposób. Idę schodami i patrzę w górę. Nade mną grube stare belki, a po bokach oryginalne okna. Lokal pełen jest zakamarków. Na parterze znajdziesz ogromne stoły do spotkań okolicznościowych, a na piętrze mniejsze i typowy bar, choć jak się okazuje idealnie odwzorcowany na pierwowzorze.
Warto przysiąść do jednego ze stolików rozstawionych na poszczególnych półpiętrach, obejrzeć stare fotografie w antyramach. Na tym poziomie stworzono kilka pomieszczeń, jest nawet ogródek letni. Drugi, dużo większy, znajduje się na dole, w przedsionku Joy's Entry. Przebywanie w toalecie, to przyjemność, wchodząc można doznać uczucia zaskoczenia. Wielką rolę w odbiorze The Jailhouse odgrywa oświetlenie.
Sporo jest masywnych elementów drewnianych, ciemnych ścian i ogromnych bal sufitowych co świetnie kontrastuje z ciepłymi halogenami. Również na zewnątrz fikuśnie zawieszono łańcuchy świetlne. Bardzo podoba mi się też samo przejście do lokalu, gdzie ustawiono kilka długich zabytkowych ławek z drewna. Rozwieszono stare latarnie, i przyozdobiono ściany roślinami. Siadam, zatrzymuję się na chwilę.
Można też na dłużej (również podczas nocnych spotkań w gronie znajomych), no chyba, że zacznie padać, podobnie jak teraz... Udaję się do lokalu, aby wypić łyk ciepłej kawy. Przy stoliku czeka moja rodzinka. The Jailhouse to bardzo ciekawa restauracja, a jednocześnie projekt wraz z przebudową warte 1 milion funtów. Wiem, że dziś to miejsce spotkań wielu Irlandczyków i myślę, że warto tutaj bywać, choćby po to, aby poczuć klimat dawnych lat, i zjeść coś po podróży.
Oprócz dziennej oferty tradycyjnych potraw, dla zwolenników życia nocnego, jest tu bogata rozrywka, włącznie z didżejem, a także właśnie wspomniane przeze mnie wcześniej sąsiedztwo wygodnego pubu, o równie interesującym wygodnym a zarazem ekskluzywnym klimacie. My w Henry's nie zatrzymywaliśmy się wiadomo z jakich względów, ale pewnie kiedyś uda nam się tam wypić irlandzką whiskey..


13 komentarzy:

  1. Bardzo klimatyczne miejsca pokazałaś na zdjęciach. Fajnie, że masz z mężem randki bo zazwyczaj to trudne przy dzieciach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tych miejscach jest urokliwego :) Zdarza nam się randkować, to całkiem normalne. I nawet dajemy radę nie mając opiekunki, babci, dziadka, koleżanki, i w ogóle nikogo, kto mógłby się zająć naszym dzieckiem :) To kwestia umiejętności organizacyjnych ;) No i przede wszystkim chęci :D

      Usuń
  2. Ekstra poradnik nieoczywistych miejsc do zobaczenia lub ,,przekąszenia" :) pewnie niedługo dotrę i do Belfastu, bo wyspy zaczynają interesować mnie coraz bardziej. Przyznam szczerze, że zaskoczony jestem Twoją opinią o mieszkaniu w Belfaście. Nie sądziłem, że jest ono tak wygodne, a zarazem nie aż tak wymagające :) w każdym razie Twój wpis lekko się czyta, rewelacja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę odbierasz to jako poradnik ? Ciekawe, choć chyba pomyślę o takim poradniku, może kiedyś uda mi się napisać.
      Nie mieszkamy w Belfaście, mieszkamy 40 minut drogi od Belfastu, jednak w niemałej miejscowości. Belfast jest znacznie większy, lecz nie odwiedzam go aby kupować sobie 'kiecki' ma sezon, a nawet nie po sukienki wyjściowe ;) Raczej przy okazji innych praktycznych kwestii. W mieście, gdzie mieszkamy jest spokojnie, zero korków, smaczna woda, ogródeczki, szkoły, sklepy pod nosem i spokojne życie. Uwielbiam :)
      Dziękuję.

      Usuń
  3. Miejsca te sama chętnie bym zobaczyć chciała, irlandzkiej whiskey nigdy nie kosztowałam, ciekawe jaki ma smak:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki jak whiskey :) Ostatnio piję bardzo rzadko, ale gdy przyleciałam tutaj 7 lat temu, to lubiłam wypić na dnie szklanki samo, i popić colą :) Spróbowałam trzy rodzaje zaledwie.. potem byłam w ciąży i można powiedzieć, że na tym koniec. Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą, aby whiskey irlandzkie oceniać, ale bardziej mi smakuje od irlandzkiego piwa :)

      Usuń
  4. Ciekawe mieksca. My tez z mezem staramy sie miec tych kilka chwil tylko dla siebie

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam jesień i jesienny klimat w miastach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam podobnie, bardzo lubię jesień - w miastach, w parkach i lasach :)

      Usuń
  6. Bardzo ciekawie opisałaś to miejsce, ja uwielbiam takie klimatyczne kafejki i restauracje, w których historia przeplata się z nowoczesnością :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Dokładnie to miałam na myśli... :) pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  7. Matko, jakie cudowne uliczki!!! Nie lubię ciasnoty, ale takie uliczki zawsze mnie urzekają :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)

Komentując wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych, które są m.in. wykorzystywane w analizie statystyk poprzez Google Analytics. Blog nie zbiera w sposób automatyczny żadnych informacji, z wyjątkiem informacji zawartych w plikach cookies tak zwanych "ciasteczkach".

Znajdziesz mnie tutaj

Copyright © 2017 weekendownik