wtorek, października 13, 2015 0

co przynosi Jesień?


Trochę zaległy wpis mam dla Was. Wstawiam go w dacie, w której miał się pojawić. Właściwie od tego sympatycznego dnia czekałam na natchnienie do artykułu, choć już wtedy w mojej głowie krążyły jesienne myśli. Chyba jednak czekałam na to coś, i to COŚ przyszło. Może zacznę właśnie od tego momentu, a reszta, którą napiszę dalej, to ta cała jesienna 'oprawa', która towarzyszyła mi i mojemu synkowi podczas naszego ostatniego w dwójeczkę spaceru. 



Gdy tak sobie siedzieliśmy pod koniec spaceru w pobliżu placu zabaw, zajadając przyniesiony z domu jeszcze ciepły obiad, mój machający nogami synek (z kotletem w ręku) popatrzył na mnie mówiąc 'mama?' - dokładnie ze znakiem zapytania. Uśmiechnęliśmy się do siebie i zapytałam Go - 'Cieszysz się, że dzisiaj obiadek jemy na spacerku, i że Cię tutaj wzięłam?'. Synek dalej jedząc kotleta, uradowany, znacząco pomachał głową - 'Tak!', i wiedziałam dokładnie, że to właśnie chciał mi teraz powiedzieć. Byłam zachwycona, bo - czułam się dokladnie tak, jak On -zadowolona, zrelaksowana i do tego... odrobinę jak dziecko. :) Ale przede wszystkim poczułam się z Nim bardzo blisko i w pełni związana, to takie uczucie, którego czasem mi brakuje - bo choć jest jeszcze małym berbeciem (28 miesięcy), to już od roku stara się być wielkim indywidualistą względem mnie i swojego taty. Zresztą ja sama do takich dwulicowych ludzi pod tym względem należę, w miłości -oprócz czułości i rozmowy cała reszta dzieje się jakby samodzielnie. Tak sobie uzmysłowiłam, że ten spacer  był ważny dla nas obojga. Początek jesieni to dla naszej rodziny nie był bardzo mocno aktywny czas, głównie z powodu choroby taty, nie mogliśmy zbyt często w trójkę wychodzić  z domu. Tak naprawdę moje z synkiem spacery ograniczały się do krótkich wyjść z domu, przy okazji załatwiania czegoś. Synek, i w ogóle cała nasza trójka jesteśmy przyzwyczajeni do dłuższych wycieczek, zwykle raz w tygodniu. Tym razem ze względu na przeziębienie, oraz na ostatnią naszą samodzielną - rodziców wyprawę na szkolenia w mieście Belfast, trochę nam się grafik przewrócił do góry nogami. Gdy dzisiaj wstałam, od razu poczułam, że nie chcę w ogóle siedzieć w domu, a ponieważ wstałam dziś dość wcześnie i większość podstawowych spraw miałam pozałatwiane, dokłądnie po przygotowaniu obiadu porwałam synka na długi jesienny spacer. Ubraliśmy się cieplutko, bo choć słońce pięknie w złocistej barwie na niebie - to czuć już chłód przeszywający wszelkie zkamarki w ubraniach. Pojechaliśmy samochodem, dzięki czemu zajrzałam do warzywniaka, którego świadomość odwiedzenia chodziła za mną od kilku dni. Po zaparkowaniu na dwie kolejne godziny na parkingu Ecos Centre, poszliśmy spacerem na plac zabaw, gdzie zrobiliśmy niezły bałagan. Bujaliśmy się na huśtawkach, porozrzucaliśmy jesienne liście, narobiliśmy hałasu, pracującemu tacie wysłaliśmy fotkę z pozdrowieniami, a potem spokojnie z butami pełnymi wióru i listkami we włosach siedzieliśmy i zajadaliśmy obiad.



Co robimy Jesienią?

W kondycji zdrowotnej może pojawić się złe samopoczucie, spadek ciśnienia, chandra, depresja, brak witamin. Może też być odwrotnie, gdy zadziałamy na przekór zmianom w przyrodzie. Ku mojej uciesze, i zdecydowanemu uwielbieniu dla Pani Jesieni już dawno nauczyłam się ją odpowiednio witać. Przyznam się jednak, że nie co rok zdarza mi się bawić liściami, robię to dopiero z moim synkiem. Inne przyzwyczajenia stosuję od lat wielu , i jesienne 'dolegliwości' mi wówczas towarzyszą. Co możemy zrobić jesienią? Jako, ze jestem jesienną dziewczyną, urodzoną w listopadzie, dokładnie wiem, czego mogę się po niej spodziewać. W tym roku mogłabym oprócz obniżenia samopoczucia zauważyć obniżenie hemoglobiny. Poza tym towarzyszyłaby mi nostalgia, nuda, grypa, czy zszarzała cera. Kiedyś bywały takie jesienie. Zwykle znajdowałam fajną pracę w tym okresie, i okazywało się, że  po wykonaniu badań wstępnych zdrowotnych w celu podjęcia pracy - musiałam szybko zażywać falvit, aby unormować krew. Ja tym przejściowym 'dolegliwościom' mówię zdecydowane NIE. Bo po co? Po lecie zaczynamy przyjmować dodatkowe witaminy, jakie kto woli. Mogą być w postaci zmienionych, lub dorzuconych do jadłospisu warzyw lub owoców. Ważne- te zawierające, wapń, potaz, magnez, czy żelazo, jedzmy więcej orzechów. Zatrzymujemy słońce - dużo beta karotenu, dynia, marchew. Kupujemy nowe kosmetyki, odświeżamy cerę po lecie, zmieniamy kosmetyczkę, nie chodzimy do solarium - zastosujmy naturę, ewentualnie spray'e podtrzymujące koloryt skóry. Zafundujmy sobie nowy kocyk, ciekawą książkę, nową płytę z muzyką i szałowy szalik. Nie siedźmy tylko w domu, wyjdźmy na krótszy spacer, a czasem na długi i za każdym razem przynośmy z niego coś do domu. Udekorujmy nasze wnętrza naturą - to naprawdę jedyny taki okres w roku, kiedy jej dary znajdziemy wszędzie i za darmo. Zmieńmy swój tryb życia i codzienne pory wstawania  - nowy grafik dnia, którego trzymamy się go kurczowo - pomoże sprawić, że jesień przyniesie zadowolenie, zmiany na lepsze i realizację długo odkładanych zamierzeń. Zróbmy wszystko to - od razu, nie czekając na zimę, bo zanim się obejrzymy, będą już Święta Bożego Narodzenia, a Jesień może zdziałać cuda. Nam przyniosła pogodny nastrój, dobre relacje coś wyjątkowego w rodzicielstwie i nowe wspomnienia :)  




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz :)

Komentując wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych, które są m.in. wykorzystywane w analizie statystyk poprzez Google Analytics. Blog nie zbiera w sposób automatyczny żadnych informacji, z wyjątkiem informacji zawartych w plikach cookies tak zwanych "ciasteczkach".

Znajdziesz mnie tutaj

Copyright © 2017 weekendownik