Weekend właśnie zakończył się, i to jego zakończenie, czyli popołudnie
niedzielne, nasze wraz z tatą w domku, okazało się lepsze (w dobrą pogodę) niż
mogliśmy się spodziewać. Po odebraniu rowerów ze sklepu, gdzie zmontowano nam
wszystkie części wyruszylismy na pierwszą wspólną przejażdżkę. Wyszło słońce, i
namówiłam mojego mężczyznę, aby wyszykował się do biegu :). Pojechaliśmy do
Ecos Park na ścieżki rowerowe i z zadowolonym tatą, uprawiającym jogging i
jeszcze bardziej uradowanym Alexandrem w foteliku spędziłam dobrą godzinkę
jeżdżac po raz pierwszy na swoim rowerze. Okazuje się, że jest to rodzaj roweru
przeznaczonego na różne drogi, nie tylko miejskie. Synek początkowo, gdy
założyliśmy Mu kask na głowę, był bardzo niezadowolony. Jednak, gdy tylko
wyruszyliśmy w trasę - uśmiechał się przez cały czas. Ja oczywiście czułam się
fantastycznie. Ostatni raz jeździłam na rowerze prawie trzy lata temu! Po
jeździe nie mam żadnych zakwaszeń
mięśni, gdyż regularnie trenuję na rowerze domowym. Za to Tibor po powrocie do
domu nie czuł się najlepiej, już kilka lat nie biegał i teraz dało Mu się to we
znaki. Po takim wspaniałym popołudniu, pozostałą część dnia zostaliśmy w domu.
Ja, zrelaksowana, mogłam wreszcie przeczytać kolejny rozdział ksiązki, którą
obcenie czytam, podczas gdy Alexander 'padł' ze zmęczenia i przespał prawie dwie
godziny do wieczora. Niestety najstarszy z domowników musiał bardzo wypoczywać
po swoich biegach. 'Nie przejmuj się kochanie, następnym razem będzie lepiej'.
Z kolei dla Was, moich czytelników mam taką informację, że niedługo po tym
weekendzie pojawi się zaległy wpis z naszej ostatniej części wycieczki
świątecznej, patrzcie wpis z 7 kwietnia. Przepraszam za moje opóźnienie,
szczególnie tych, którzy artykuły czytają regularnie. Kiedyś napisałam Wam, że
stukam na klawiaturze, gdy mam tylko taką możliwość. Pozdrawiam