poniedziałek, kwietnia 06, 2015 0

Downhill Demense&Mussenden Temple mały podróżnik

Witam z mojego ogródeczka, mamy 20 stopni w cieniu i wygrzewamy się, relaksujemy. Podczas gdy Alexander edukuje siebie na łonie natury, rysując kredkami na dużych białych kartach swoje wspaniałe pomazanki, ja mam pewnie około godzinki dla siebie. Wreszcie mam czas, mogę się z Wami podzielić moimi wrażeniami z naszego wypoczynku przy Oceanie. Tak patrzę na pranie, które suszy się u nas w ogródku - po powrocie z wycieczki.. Sporo tego się suszy, bo działo się, oj działo :) Na nic nie zwracaliśmy uwagi, pełen luzzz. Alex wyszalał się do woli i tak, jak Mu wyobraźnia podpowiadała. Ma starte kolano, od biegania po promenadzie w Portrush. Przywiózł nawet jedną parę rozdartych jeansów. Tak sobie myślę, że w końcu to chłopiec i wcale mnie to nie dziwi.. Dziś jednak opowiem o pierwszym etapie naszego wypadu, jakim była zabawa i wzięcie udziału w evencie o nazwie Eggs Trial organizowanym w Północnej Irlandii. Zabawa ta z okazji Świąt Wielkanocnych, które tutaj, gdzie mieszkamy mają nazwę Easter przyciągnęła tu sporo rodziców z małymi dziećmi w wieku przedszkolnym i szkolnym, a także młodzież i turystów. My chyba do żadnej z tych grup społecznych nie zaliczamy się, bowiem Alexander jest jeszcze trochę mały, aby podejść rozumnie do całego przedsięwzięcia, z kolei my na pewno nie jesteśmy ani młodzieżą, ani też turystami.. My po prostu dopiero teraz się lekko ogarnęliśmy ;)  Alexander podrósł i zaczynamy dłuższe wycieczki po Północnej Irlandii. Poznajemy tradycje, i ważne miejsca - te najważniejsze na Wyspie. Jest jeszcze sporo tutaj takich miejsc, które pragniemy zobaczyć, poznać, a mamy na to caaałe życie. No, może tylko rok, dwa, trzy zanim i jeśli wrócimy do Polski. Wstępnie zaplanowaliśmy wyjechać na ten urlop do Derry, ale uznaliśmy, że potrzebujemy zatrzymać się nad wodą, spacerować, i spacerować. Plan ułożyłam już w połowie marca, pod koniec marca wiedzieliśmy, że odwiedzimy takie miejscowości jak - Portstewart, Castlerock, Portrush, Bushmills, i Coleraine. Jednak zupełnie przed wyjazdem zrezygnowaliśmy z wypadu do znanej destylarni whiskey w Bushmills. W ramach tego miejsca pojechaliśmy do dwóch innych, gdzie spędziliśmy cały - ostatni dzień urlopu. Jeszcze przed ulokowaniem w pensjonacie w piękny i bardzo ciepły dzień - Poniedziałek Wielkanocny bawiliśmy się na świeżym powietrzu w miejscu rekreacyjnym o nazwie Mussenden Temple&Downhill Demense. Jeśli macie chęć poczytajcie o tym wspaniałym historycznym miejscu. Może kiedyś przyjedziecie do UK, warto obejrzeć taki zabytek, szczególnie też z tego względu, że takie zwiedzanie zapewni Wam wspaniałe doznania wizuale, oraz umożliwi spędzenie czasu przy Oceanie, na plaży. Poza tym miejsce nadaje się jak najbardziej na zaślubiny :) i na wczasy.
Pozwólcie, że skupię się jednak na imprezie, która właśnie miała za zadanie uzmysłowić obecnym charakter tego zabytku. Mi bardzo podoba się to, że cała posiadłość rozmieszczona jest na ogromnym polu, co umożliwia zdrowy relaks i spacer rodzinny. Nam bardzo to przypadło do gustu, gdyż uwielbiamy takie długie przechadzki. Całość tej 'podróży' polegała na zaobserwowaniu podczas zwiedzania pewnych ważnych i oznaczonych na specjalnej mapce miejsc, które należało wpisywać w odpowiednie wykropkowane na mapce pola. Wielką frajdę z tego miały dzieci, były chyba szybsze od rodziców w odnajdywaniu oznaczeń podczas zwiedzania. Organizatorzy zapewnili też możliwość płatnych posiłków i kilka innych atrakcji. Dla najmłodszych były dmuchane skocznie, z których nasz Maluch nie skorzystał - po zwiedzeniu zabytków zapadł On w dwugodzinny sen. Dla starszych były kolejki ciągnięte przez quady, oraz tzw. segway glides. Dla najstarszych możliwość lotu helikopterem, i obejrzenia pięknych krajobrazów Portstewart z lotu ptaka. Pod koniec odebraliśmy swoje jajo czekoladowe - które nam się należało po wypełnieniu wszystkich pól mapki zwiedzania. Jajeczko zjedliśmy wieczorem w pensjonacie.
Zanim jednak dotarliśmy do naszego miejsca noclegowego - udaliśmy się ze śpiącym w wózku synkiem do pobliskiej miejscowości Bellaney do najstarszego zachowanego wraz z prawie całkowitym wyposażeniem tradycyjnego domku wybudowanego w 1691 roku. Jest to zabytek o nazwie Hezlett House, w którym znajdują się  izby zamieszkałe w ciągu lat przez liczne pokolenia rodziny Hezlett. Domek jest bardzo urokliwy, ma naturalną słomiano - drewnianą strzechę, unosi się w nim specyficzny gliniany, wilgotny zapach staroci. Poza tym wstęp w ramach eventu z którego właśnie wracamy okazał się bezpłatny. Mnie domek oczarował, mogłabym w nim nawet spędzić kilka nocy. Oczywiście, gdyby tylko była taka możliwość ;)



Znajdziesz mnie tutaj

Copyright © 2017 weekendownik