poniedziałek, czerwca 30, 2014 0

Galgorm Castle mały podróżnik



Startujemy dziś na zakupy. Domek pięknie wysprzątałam, tak jak zwykle raz w tygodniu. Mam luzzz. Kupimy kilka niezbędnych produktów, bo lubimy zjeść. Ale też przy okazji wywołamy zdjęcia do albumu synka, bo nazbierało się wydarzeń z różnych okazji. Poza tym, musimy uzupełnić naszą nową rameczkę choć nie jesteśmy jeszcze zdecydowani, czyje oblicze tam zamieścimy.. Po takim wyczerpującym obejściu całego miasta wracamy do domu, aby zjeść obiad i chwilkę odsapnąć. Już po kilku godzinach jedziemy na siłownię w której Tibor znów rozpoczął ćwiczenia, kilka miesięcy planowanej przerwy nie spowodowało całkowitej rezygnacji mojego Pana z dbałości o kondycję. 


Choć muszę przyznać, że trochę Go pchnęłam właśnie w ubiegłym miesiącu do powrotu na siłownię, za to sama zaoferowałam, że przez kilka miesięcy podejmę się zgubić te kilogramy, które mi przeszkadzają. Jest w tym cel, mam do czego dążyć, ponieważ mamy w planach bardzo ważną uroczystość (za kilka miesięcy). Więc muszę czuć się wyjątkowo i idealnie wyglądać. :) 



Po siłowni Tibora nie chcieliśmy jeszcze wracac do domu, więc przyszła nam na myśl jakaś niedaleka wycieczka.. Dzisiaj pojechaliśmy do parku w miejscowości Galgorm. Przechadzaliśmy się wśród zieleni, Tibor nosił Alexandra 'na barana', przeszliśmy chyba ze dwa kilometry. Po takim spacerku wróciliśmy do domu, gdzie już tylko relaksowaliśmy się przed ekranem telewizora.


Znajdziesz mnie tutaj

Copyright © 2017 weekendownik