Startujemy dziś na zakupy. Domek pięknie wysprzątałam, tak jak zwykle raz w tygodniu. Mam luzzz. Kupimy kilka niezbędnych produktów, bo lubimy zjeść. Ale też przy okazji wywołamy zdjęcia do albumu synka, bo nazbierało się wydarzeń z różnych okazji. Poza tym, musimy uzupełnić naszą nową rameczkę choć nie jesteśmy jeszcze zdecydowani, czyje oblicze tam zamieścimy.. Po takim wyczerpującym obejściu całego miasta wracamy do domu, aby zjeść obiad i chwilkę odsapnąć. Już po kilku godzinach jedziemy na siłownię w której Tibor znów rozpoczął ćwiczenia, kilka miesięcy planowanej przerwy nie spowodowało całkowitej rezygnacji mojego Pana z dbałości o kondycję.
Choć muszę przyznać, że trochę Go pchnęłam właśnie w ubiegłym miesiącu do powrotu na siłownię, za to sama zaoferowałam, że przez kilka miesięcy podejmę się zgubić te kilogramy, które mi przeszkadzają. Jest w tym cel, mam do czego dążyć, ponieważ mamy w planach bardzo ważną uroczystość (za kilka miesięcy). Więc muszę czuć się wyjątkowo i idealnie wyglądać. :)
Po siłowni Tibora nie chcieliśmy jeszcze wracac do domu, więc przyszła nam na myśl jakaś niedaleka wycieczka.. Dzisiaj pojechaliśmy do parku w miejscowości Galgorm. Przechadzaliśmy się wśród zieleni, Tibor nosił Alexandra 'na barana', przeszliśmy chyba ze dwa kilometry. Po takim spacerku wróciliśmy do domu, gdzie już tylko relaksowaliśmy się przed ekranem telewizora.