15 października w Europie obchodzony jest Dzień Różowej Wstążki. Od roku 1985 październik uznany jest miesiącem świadomości raka piersi. W tym czasie mówimy o profilaktyce, o badaniach, które ratują życie kobiet (i mężczyzn) u jakich rozwinął się złośliwy nowotwór piersi. Porusza się również temat wsparcia, szczególnie w gronie wszystkich dotkniętych tą chorobą. Nagłaśniamy o stylu życia ludzi z rakiem piersi, jak przez niego przejść i jak po nim żyć. Wiemy, że rak piersi w dużej mierze jest dziedziczny i ma tendencję nawrotową, dlatego według mnie warto poznać sposoby jak z nim po prostu funkcjonować. Dziś skupię się na kobietach.
AMAZONKA. Nie bez powodu tak właśnie nazywa się kobietę jaka pokonuje raka piersi. To silna, mądra, kochająca kobieta, która do końca życia została przez raka okaleczona, a jednak czerpie z dnia codziennego tyle ile może. Myślę o Amazonkach i zawsze widzę nas w różowej barwie. Z tą właśnie myślą mam też dziś trochę kobiecych, 'różowych' zdjęć. Z okazji Europejskiego Dnia Walki z Rakiem Piersi zapraszam na osobisty wpis z moimi przemyśleniami o emocjach Amazonki. Te myśli spisałam kilka akapitów niżej. I oczywiście dotyczą one moich sposobów na życie dotknięte rakiem piersi. Mogę pisać o sobie i o swoich 'siostrach', czyli o Tych, których historię poznałam, które byłyśmy (i jesteśmy) sobie niekiedy wsparciem. Jednak w tej walce z nowotworem, choć chorego otacza się leczeniem w celu wyzdrowienia i często także wsparciem, aby nie był samotny, to tak naprawdę miałam okazję przekonać się, że najczęściej jest się samodzielną i obiera się swoją własną drogę w chorobie. Ja nie miałam większych problemów ze samą sobą, od młodych lat nauczona byłam samodzielności. Więc w tym przypadku, oraz gdy już przestałam zajmować się Innymi za których czuję się odpowiedzialna, potrafiłam skupić się na leczeniu i na sobie. O tym egoizmie napiszę na samym dole.
W tym artykule również postanowiłam pokazać moje clematisy z krepiny, które powstawały wyjątkowo długo po mojej chorobie.. Gdybym miała opisać kwiat, który symbolizowałby kobietę (mnie) zmagającą się z ciężką chorobą to z pewnością jest to ten kobiecy, zmysłowy kwiat clematisu o pięknym różowym pąku, pnący się na cieniutkiej, lecz twardej łodydze z licznymi uszczypnięciami, odgryzionymi listkami. Wijący się tak clematis ma szansę na życie przy bardzo sprzyjajacych warunkach. Nie tylko wytworzonych przez otoczenie. Musi mieć możliwość zaczepienia i sam zdominować ten obszar, miejsce po którym się wspina. Nawet pokąsany przez owady czy ślimaki, lecz osłoneczniony, odpowiednio ukorzeniony ma szansę na rozrost i obfite kwitnienie. Czasem potrzeba go przyciąć. Ja zakochałam się w kwiatach clematisu, których odmian są tysiące, dlatego mogłabym tworzyć go w różnych barwach i wersjach. Uwielbiam jego duże pąki i wąskie łodygi. Jest to bardzo ciekawe połączenie, i zresztą niełatwa twórczość do wykonania.
Kwiaty z papieru, jakie widzicie, powstały za pierwszym razem, ale nim je wykończyłam minęło kilka tygodni przemyśleń o tym jak chcę je złożyć. Zbiegło sie to z zapaleniem, i w tym czasie powstała w mojej głowie najlepsza wersja. Łodyga jest wygięta i bardzo cieniutka. Chciałam stworzyć clematisy, które chętnie sama widziałabym w swoim ogrodzie. Obecnie mam tam ciemno fioletowe i odmianę burgund warszawskie, a także climbing białe wiosenne o zupełnie innym kształcie liści. Te ostatnie, jak sądzę, dość niechętnie się przyjęły od moich poprzednich imienin ;). Marzeniem ogrodniczki, które na pewno zrealizuję będzie hodowanie odmian różowych i niebieskich, a w bukietach krepinowych - włączanie stworzonych clematisów do kompozycji kwiatowych. Będę projektowała je w swojej florystycznej twórczości, ponieważ są przepiękne a ja bardzo utożsamiam się z nimi.
Moje clematisy wykonane są z krepiny włoskiej i cieniowane są suchymi pastelami. Jest ich kilka. Tutaj zaprezentowałam Wam ich większą część. Prawie wszystkie są w odcieniach tzw. niebieskich (blado błękitny i lila), oraz dwa rodzaje różowych. W ukryciu pozostał moj 'rodzinny', biały clematis z papieru o zupełnie innym środku, według mnie niepasującym tutaj do tej subtelnej różowej serii. Te z dzisiejszego wpisu są pastelowe, o dość wąskich płatkach i niewielkich środeczkach. W ogrodach nieliczne świeże odmiany są tak oryginalne, dużo więcej jest szeroko płatkowych o mocno rozpostartych wnętrzach pąka, jakie mi osobiście nie przypadają do gustu. Może to dlatego, że podczas leczenia schudłam ? ;) (Żart)
KOBIECOŚĆ, seksualność, czułość czym jest dla każdej z nas? Wszyscy wiemy, że znając swoje emocje można ułatwić uleczenie swoich chorób. No dobrze. Jednak zazwyczaj po uzdrowieniu przychodzi uczucie pustki, lub lęku, rozsypania. Więc kolejne pytanie. Jak po leczeniu znając swoje ciało możemy uratować swoje emocje? Jak nauczyć się żyć w nowej ale tej samej skórze. Jak po szkodliwej chemioterapii i radioterapii nie pozwolić zabić siebie? Swojej miłości. Być kobietą, która kocha siebie, uratować każdą cząstkę siebie, kochać. Aby żyć w tym wszystkim i sobie z tym radzić naprawdę liczy się przede wszystkim Miłość. Gdy napiszę dziś o miłości, to na pewno będzie nim wszystko co znajdziecie w tym wpisie. Dziś nie będzie o czymś konkretnym wymienionym z nazwy, czy z imienia, bo to nie jest żaden osobliwy Ktoś. Przede wszystkim konieczne jest zrozumieć, że jest tym wiele rzeczy i ludzi, jest to cały świat, a nawet te trudy i to co niemiłe, wszystko, co mnie dotyka. Bo to tworzy mnie.
MIŁOŚĆ, szacunek do całego świata, do otaczających nas ludzi, do porastajacej natury, uprawnej ziemi, ale także do każdej materii, której dotknęła ręka człowieka to rezultat. A gdzie jest początek? Jeśli pokocham siebie i też to, co ze mnie zrodzone, lecz też to co zbudowałam, to równym uwielbieniem przyjdzie mi szanować wszystko na tej ziemi, co budują Inni (zawsze 'dotknięte' przez..). Oczywiście łatwiej jest przekazywać miłość osobom, które mamy najbliżej swojego serca. Pewnie chorujące kobiety, które mają rodzinę np. dziecko, męża, rodzeństwo, rodziców mają ogromne szanse i możliwość dzielić się uczuciami i emocjami dosłownie każdego dnia. A co z osobami nieposiadającymi rodziny? Napiszę tak: Jeśli chcę kochać i umiem kochać to nie ma znaczenia w uleczeniu czy jestem matką, mężatką, siostrą, córką czy po prostu jestem Człowiekiem. Oczywiście posiadać każdego dnia tak silne uczucie, które niesie mnie do życia, do wyzdrowienia, to na pewno wyjątkowa łaska jaką otrzymałam. Ale wyobraźmy sobie sytuację odwrotną. Masz rodzinę, brata, matkę, którzy nie są dla Ciebie wsparciem a Ty nie jesteś dla nich najważniejszą osobą, nie ma zaufania i bliskości. Nie ma relacji. W chorobie jesteś tak naprawdę sama (z Ich strony i Twojej, nie mówię np. o przyjaciołach i mężu i synu). Jeśli nikt z Nich nie widzi Twoich radości i smutków, czy zatem możesz liczyć zawsze na rodzinną miłość?
MIŁOŚĆ, zawsze liczę na swoją wewnetrzną. To miłość jaka nigdy mnie nie zawiodła. Szanować siebie, i po prostu kochać. Kochać wszystkich. To, ile dam miłości od siebie, to uniesie mnie. Wczoraj oglądałam film Johnny. Miłość jest w nas, rodzimy się sobą i nawet jeśli gdzieś się pogubiliśmy, to zawsze możemy wrócić, ale przede wszystkim możemy stać się lepszymi ludźmi, nawet w chorobie. Nieść miłość. Jeśli ktoś nie ma bliskich to może wykorzystać tę miłość dla obcych. Jest tyle możliwości, poświęcić swój czas na pomoc innym ludziom. 'Po prostu bądź'. Miłość Mnie uzdrowi. Nawet jeśli nie fizycznie (choć zakładam, że zazwyczaj zdąży się przed śmiercią cielesną), to wewnętrznie. Dbać o siebie, o swoich bliskich i o swój ogród. Dosłownie! Przez całą swoją chorobę i do teraz pielęgnowałam swoje rośliny. Niestety trudne leczenie nie pozwalało mi na tworzenie kwiatów z papieru. Za to czas gdy byłam najsłabsza poświęciłam dziecku, na rozmowę. Dla mnie największą motywacją jest bycie matką, i każdy dzień spędzony z moją rodziną jest na wagę złota. Mam swoją rolę do spełnienia i muszę ją wypełnić. A największą rolą jest moje życie, samo w sobie, od początku do końca.
CIELESNOŚĆ, kobiecość, seksualność dla każdej kobiety - Jej ciało i cechy, które czynią Ją kobietą są bardzo istotne. Niekiedy cielesność bardzo często przez całe życie zostaje mocno nadszarpnięta. Moje ciało nieraz mnie zawiodło. Ale ostatecznie się nie pomyliło. Genetyka, stres to sprzymierzeńcy chorób fizycznych. Do tego dochodzi sporo innych procentowych obciążeń. Jednak kocham swoje ciało wyjatkową miłością, i może dlatego tak szybko widzę zmiany, jakie w nim zachodzą. Nie zdawałam sobie sprawy, że ono może być jedną wielką tykającą bombą z opóźnionym zapłonem. Moja rodzina i dziadki pracowali z zakładach chemicznych. Mój były partner zaskoczył mnie Jego ogromnymi długami uciekając od rozliczeń z wierzycielami. A najgorsze, że zapewne to zaplanował. Choć pewne tematy mam już za sobą, to odcisnęły piętno na zdrowiu. Co byłoby dziś, gdybym nie znała siebie? Czy to już wszystko zło jakie przygotowało mi życie, a czy to kumulacja problemów jakie trwają od kilkunastu lat, bo zbyt dużo dobrego potem dostałam od życia i musi się zrównoważyć? To samo ciało, które lubię, które daje mi tyle radości, które wydało mi syna na świat, i go wykarmiło, to samo ciało mogłabym znienawidzić po tym ile krzywd mi wyrządziło. A jednak 'kochaj mnie czule'. Zaprzyjaźnij się ze swoją kobiecością, utul jak dziecko. Pokochaj zmiany, pokochaj nową siebie. Dziś tak naprawdę w moim wyglądzie nie zmieniło się wiele. Bo jeśli miałabym napisać zgodnie z prawdą - wizualnie jest lepiej niż było. A założenie na początku leczenia nie było tak optymistyczne. Dzięki temu jak znam swoją fizyczność ten proces przebiegł inaczej niż planowano. Podobnie jak szybki rozwój guza cofnął się po mojej 'interwencji' i oczywiście po ciężkim leczeniu. To nie znaczy jednak, że tak będzie zawsze. Rak bywa zaskakujący, i nie wiem co jeszcze może się zdarzyć. Dziś jestem kobietą, matką i żoną. Wiem już ile mogę znieść w imię miłości. Dlatego. Dziś, gdy cierpisz, gdy wszystko w Twojej fizyczności rozsypało się niczym puzzle, tak naprawdę nie wiesz, że możesz sama je ułożyć. Znajdź brakujący element i wspinaj się niczym clematis.
WYBACZENIE I WSPÓŁCZUCIE. To chyba cechy, które czesto mi towarzyszyły od lat. Jednak ostatecznie od czasu jak zaczęłam się leczyć naprawdę szczerze współczuję i wybaczyłam. Nie wiem skąd u mnie te uczucia tak się rozrosły, bo niegdyś kierowała mną wrogość i złość do niektórych ludzi. Teraz, gdy myślę o tych osobach to po prostu ogarnia mnie smutek, żal i współczucie. Czasem myślę też, że współczuję ludziom, których mogłam kiedyś skrzywdzić ja. Współczuję ludziom jacy mnie zawiedli, i też niektórym znając Ich sytuację do jakiej doprowadzili. Współczuję gdy widzę straty, ale też pęd za pieniądzem. Współczuję ludziom utraconych rodzin, przyjaciół i że nie mają wsparcia oraz prawdziwej miłości. Sobie choroby, czasem braku cierpliwości i niemocy. Wybaczam sobie, że zbyt mocno zaangażowałam się w ratowanie materii (mimo, że zrobiłam to dla mnie i najbliższych) a innym z kolei, że się bali, i że mnie zostawili i zaniedbali. Wybaczam Ich ośmieszanie i wyzywanie. A jeśli dziś stanęłabym z TOBĄ twarzą w twarz to z pewnością bym Ci współczuła.
WIARA. Tego nie powie żaden lekarz, ale gdy uwierzy się w tę układankę, jeśli znajdzie drogę to znaczy, że coś Cię prowadzi. Aby umiejscowić puzzel we właściwym miejscu i wspinać się, musiałam mieć nadzieję. Zrobiłam też wiecej (to w następnym akapicie). Znalazłam brakujący puzzel i zaczęłam. Nie zatrzymałam się nawet jeśli mówiono mi, że to się nie uda. Nawet jeśli wszystko wskazywało, że będzie trudno i mówili, że to się nie powiedzie, szłam swoją ścieżką. Zaufaj ciału i wszystkiemu co boskie. Zaufaj Światu. Naprawdę to nieistotne ile przeżyjesz. Ważne jest JAK to zrobisz. Zrób to po swojemu. Ja mając przed sobą obraz moich umierających rodziców, nie chciałabym kończyć życia cierpiąc przy najbliższych. Walczyć z chorobą z uśmiechem na ustach to mój priorytet. Im więcej trudności tym więcej spokoju. Im bliżej z synem, tym bardziej czule. Każdy z nas kiedyś odejdzie. Być czule.
Nie będę pisała o dietach, ćwiczeniach, zmianie stylu życia bo pewnie wszyscy o tym słyszeli. Napiszę inaczej. Ciepło, światło i ENERGIA. Czy wiesz ile można poprawić, gdy udoskonali się swoją energię życia? Modlitwa, śpiew, taniec, pływanie, słońce, ruch, ciepły dom i zaangażowanie się w nowe projekty. Często po przebytym leczeniu, lub już w trakcie przy okazji rehabilitacji spotyka się ludzi z różnych, organizacji, którzy są niczym Anioły. To co dla chorych robią to jedno. Ale są jeszcze słowa. Wystarczy Ich słuchać. To podpowiedzi. Może to najlepsza chwila, aby zrobić coś nowego? Lub zrobić coś wspólnie z Kimś. Oczywiście często też wtedy nastaje czas zmęczenia, bólu i wyczerpania, zazwyczaj po chemioterapii. Ale zaraz, gdy pojawi się przerwa w tych efektach ubocznych, trzeba wziąć się w garść. Wyjść na swieże powietrze, iść na basen, zjeść potrawy dodające energii. Tworzyć i ćwiczyć, piąć się w górę nawet jeśli boli. Wszyscy myślą, że podróże w słoneczne miejsca to luksus? Czy naprawdę tak mało wiemy o regeneracji ciała i umysłu, i otwieramy usta z zazdrości słysząc, że Ktoś (chory na raka lub nie) wyruszył do Włoch, do Hiszpani, Polski, do Środkowej Europy? Nierzadko pojawiają się hasła: 'bogatemu wszystko wolno', 'ten to ma dobrze', 'temu to się powodzi', 'a o odwiedzinach swojej rodziny nie pamięta'..
ENERGIA. Jeśli nie wiedziałeś co robi zimno z Twoim ciałem, to musisz koniecznie przeczytać. Wprowadź w wyszukiwarkę: 'czy rak lubi ciepło?' Pamiętam naszą tygodniową podróż do Włoch w oczekiwaniu na moją biopsję, trzy miesiące z guzem o nieznanym pochodzeniu. Kto wie, może ta podróż uratowała mi życie i dziś jestem a mogło mnie już nie być. A ja dziś jestem. Jestem z najbliższymi, nie pojechaliśmy tam, gdzie jak się okazało wcale nie byliśmy najważniejsi. Ostatnia rzecz i wcale nie w odnośniku 'wiara'. Czy wiesz o tym, że różaniec, inna modlitwa, lub po prostu wypowiadane afirmacje są idealne w przywróceniu energii. Wszystkie głośno powtarzalne, pozytywne zwroty są uleczające, pobudzają energię życia. Powtarzam je po przebudzeniu, w ciągu dnia, i przed spaniem. Bez wzgledu na rezultaty fizyczne robię to codziennie. Zwykło się mówić o Kimś kto stosuje modlitwę, lub medytację, że szuka sposobu aby uwolnić się z grzechów, aby oczyścić własne sumienie. Mówi się, że jak trwoga, to do Boga. Jeśli zrozumiałam Kim tak naprawdę jest Bóg i w czym jest obecny to dlaczego nie miałabym przechodzić tej własnej modlitwy? To coś, czego nikt nie może mi odebrać. Lubię to.
Na koniec dodam o czymś, przez co trudno przebrnąć. Jest tym trudniej jeśli masz obok osoby, rodzinę, dziecko za których jesteś odpowiedzialna. Moje przyjaciółki, dobre koleżanki wytłumaczyły mi, ale nauczyłam się tego sama. Będąc chorą na raka musisz myśleć tylko o sobie. To tak trochę być egoistką. Ty i Twoi bliscy (w tym koleżanki) musicie wszystko robić z myślą o Twoim zdrowiu. Oczywiście to Ty decydujesz gdzie są tego granice. Im szybciej zrozumiesz, że od tego bardzo często zależy Twoje ŻYĆ, dla innych międzi innymi i od tej Twojej zasady zależeć też może jakość i przyszłość Twojego życia, tym szybciej dobrniesz do końca leczenia. Moja jedna przyjaciółka nie mogła być fizycznie ze mną w czasie mojej choroby, ale zrobiła to mentalnie gdy powiedziała mi, aby wymagać od najbliższych super wsparcia i Ich samodzielności, i że w czasie walki z moją chorobą (okres około 10 miesięcy) wszyscy zdrowi w domu muszą nauczyć się radzić sobie sami, a nawet dobrze byłoby, gdyby pomagali mi. Pamiętam dobrze choroby moich rodziców, więc wiedziałam od początku, że mam większe szanse żyć w chorobie lepiej i dłużej od Nich. Miałam porównanie co i jak powinnam robić. Szczerze powiem, że przez chorobę przeszłam w swoim domu SAMA, ale też przestałam wyręczać domowników w wielu Ich obowiązkach, musieli radzić sobie SAMI. I tak oto dziś już wiem, że syn poradzi sobie z wieloma rzeczami, pozytyw jest też pod postacią wyjątkowych osiągnięć matematycznych. Miał czas, aby odkryć przyjemnośç z nauki. Mój mąż również zrobił się bardzo samodzielny, a ja nie 'pracuję' już 24 godziny na dobę w domu.
Tak, nienauczeni samodzielności ludzie w obliczu choroby bliskiej osoby muszą się zmobilizować. To mój przywilej. I jeszcze słów kilka o odizolowaniu się od otoczenia. Moja druga przyjaciółka ustawiła mnie do pionu w kwestii spotkań towarzyskich i nawet te z Nią od końca listopada się praktycznie wcale nie odbywały. Gdybym poprosiła i potrzebowała pomocy, na pewno byłaby.. A ja poddałam się leczeniu i najzwyklej w świecie leżałam, odpoczywałam, a potem zbierałam się 'do kupy'. Nie wszyscy rozumieją i nie zdają sobie sprawy, że leczenie raka (niezawsze jest to tak agresywne leczenie) powinno odbywać się w bardzo sterylnym środowisku. Mimo to przyszła zima, przyszły bakterie i wirusy. Tylko raz po wizycie u stomatologa.. w czasie grypy zaczynałam umierać. Ale mogłoby być zupełnie inaczej, gdybym spotykała się z ludźmi regularnie, gdyby mój syn zapraszał kolegów do domu, gdyby mój mąż nie zrozumiał co trzeba zrobić, aby w trakcie terapii wytrzymać odpornościowo. Mogłoby wówczas... Ale jestem. Więc skup się na swoim wnętrzu, skup się na uczuciach, zaufaj sobie i swojemu lekarzowi. To przede wszystkim. Nie musisz całemu światu mówić o leczeniu, daj sobie Czas aż będziesz gotowa powiedzieć co Ciebie spotkało. To Ty wyznaczasz granice, nie musisz nikomu się tłumaczyć, zajmować się emocjami Innych (nawet gdy tak by wypadało, bo to rodzina). Daj sobie Czas i pozwól sobie wyzdrowieć. Jeśli chcesz pokonać raka musisz być EGOISTKĄ.
Dziś dla nas i o nas tu piszę. Nie jestem jedyna, w moim otoczeniu są moje dobre i chore na raka koleżanki. Według Organizacji Cancer Research co drugi człowiek w ciągu swojego życia zachoruje na raka, a co ósma kobieta na raka piersi! I naprawdę nie ma to znaczenia co robisz, jak wyglądasz i jaki styl życia prowadzisz. Ważne abyś w porę to wyłapał. Rak staje się chorobą przewlekłą. Ma jednak znaczenie jak będziesz dbać o siebie w czasie leczenia. Ja w czasie terapii odżywiałam się tylko żywnością ORGANICZNĄ i w dużej mierze antynowotworową a pod koniec od pielęgniarki usłyszałam, że wyleczenie zawdzięczam tylko leczeniu, lekom i lekarzom. (?) Na stoliczkach z przekąskami na oddziale chemioterapii i radioterapii odnajdowałam tylko przekąski z glukozą, cukrami, i sztucznymi dodatkami. Czy tak powinno być? :) Niemniej lekarzom ufam w 100%, bo wiedzą co robią a system leczenia jest tutaj w UK wspaniały! Pielęgniarkom jestem wdzięczna za Ich trud i opiekę. Wolontariuszom za pomoc. Przyjaciołom za radość,. Rodzinie za miłość. Sobie za wszystko. Jednak wciąż i każdemu polecam szczególnie poczytać pozycje z których czerpię wiedzę i poradnictwo do życia. Z nich korzystałam w czasie leczenia i przygotowując ten wpis. Oczywiście jest tych książek dużo więcej. Uzdrowienie zaczyna się w głowie.
Wraz z tymi clematisami życzę nam zdrowia i takiej miłości jaką mam w swoim sercu. Ściskam.
Źródło: Antyrak David Servan-Schreiber, Trojanki Ewa Guderian-Czaplińska, Potęga Podświadomości Joseph Murphy, Dobrostan Agnieszka Maciąg, Uzdrawiające Medytacje Paul Roland, Oko w Oko z Jaźnią David R. Hawkins, Promyczek Kim Holden, Prawo Rezonansu Pierre Franckh (ostatnia pozycja, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że idę właściwą ścieżką)