Nasz nieplanowany pobyt w Warszawie to czas pożegnania z moją babcią, która zmarła w listopadzie. To również czas pierwszych, naprawdę zimnych dni w Polsce. Dla nas, przyjezdnych wprost z dziesięciostopniowych temperatur w Irlandii Północnej, to spora zmiana i powód, aby oczekując na lot powrotny do NI większość urlopu spędzić w ciepłym domu, lub po prostu na stołowaniu się w smacznych restauracjach. Tak w 50 procentach było, jednak nie wyobrażamy sobie, aby kilka dni przebywać tylko w pomieszczeniach zamkniętych. Większość tego czasu, który zamieszkiwaliśmy w apartamencie w Warszawie, to mglista, szara i mocno współgrająca z naszym samopoczuciem po odejściu babci, nostalgiczna pogoda. Zawsze jednak, gdzie spojrzę na moje działania, bez względu na pogodę, niepogodę - tam musi być element specjalnie dla mojego dziecka. Ten czas w Warszawie to był moment odpoczynku, wyciszenia, ale też spacerów. Śledząc dokładnie pogodę, na miejscu, mogliśmy zaplanować wreszcie odwiedziny w najpiękniejszym według mnie miejscu Warszawy - Łazienkach Królewskich.
Mój mąż po raz pierwszy był ze mną w stolicy Polski, lecz wiem, że sama dokładnie nie poznałam tego miasta, w którym przed laty na pewien czas zawodowo pomieszkiwałam. Piękne jest to, że mogliśmy wreszcie wspólnie odwiedzić Warszawę. To fantastyczne, że ja mogłam od całkiem innej strony ujrzeć ją, bo kiedyś nie miałam na to w ogóle czasu. Tym razem planowaliśmy na bieżąco, z dnia na dzień i oczywiście wyszliśmy na chłód nie raz, nie dwa ;) Oprócz spaceru po Starówce, i po kilku innych znanych ulicach, szczególnie nieopodal Pałacu Kultury, postanowiliśmy zobaczyć Park Łazienkowski i kilka atrakcji, które w stolicy Polski się znajdują. Nie wiedzieliśmy jeszcze tylko, który to będzie dzień, gdy odwiedzimy Park Łazienkowski. Wyszło, że był to ostatni, cały dzień naszego krótkiego urlopu - najbardziej słoneczny, lecz mroźny. Idealna bezdeszczowa pogoda na przemierzanie Parku. O tym napiszę Wam w kolejnym artykule, a dzisiaj zabieram Was w miejsce, które szalenie nas urzekło, również nas rodziców, choć przybyliśmy tam z myślą o Alexandrze.
Oddział Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa w Łazienkach Królewskich to punkt odwiedzony specjalnie ze względu na nasze dziecko, choć, jak Wam już wcześniej wspomniałam wystawa, która oczarowała także nas - starszaków ze względu na niesamowity klimat stworzony tam, i ilość eksponatów, a także z powodu dużego zaangażowania przez osoby pracujące tam. Wiem, że ten wpis nie będzie się cieszył uznaniem wśród zwolenników ochrony zwierząt, ale dla naszej rodziny jest to zjawisko normalne, że odwiedzamy miejsca życia (zoo) a także poznania zwierząt nieżyjących już (Muzea), których niekiedy nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji widzieć i pewnie nigdy ich nie ujrzymy. My rodzice jesteśmy świadomi w kwestii ochrony zagrożonych wyginięciem gatunków, i jednocześnie nie popieramy zabijania zwierząt jeśli nie jest to konieczne w celu pożywienia.
Uświadamiamy w tym nasze dziecko. Kiedy przybyliśmy na wystawy łowiectwa, nasze dziecko nie zdawało sobie sprawy, że eksponaty są prawdziwe (nie tłumaczyliśmy Mu tego). Natomiast w odpowiednim momencie (odstępie czasu) po wizycie w Warszawie opowiedzieliśmy Mu krótką historię eksponatów (szczególnie tych egzotycznych) i o tym, że w dzisiejszych czasach po prostu zwierząt nie zabijamy dla skóry, dla zabawy zarówno na terenie naszego Kraju (w Polsce) jak i w wielu miejscach na ziemi. Eksponaty zostały zgromadzone przez lata, a część powypychanych egzotycznych zwierząt została przesłana i podarowana Muzeum przez pewnego podróżnika. Tak, jak myślałam, moje dziecko jest na tyle rozumne, że doskonale sobie zdaje sprawę z tego o czym Mu opowiadamy. Jednak chodząc już do drugiej klasy szkoły podstawowej w NI, nie miał jeszcze możliwości nauki o florze i faunie, a myślę sobie, że dla Niego temat zwierząt jest bardzo interesujący i byłby już w sam raz do nauki.
Po dwugodzinnej przechadzce w Parku Łazienkowskim odwiedziliśmy budynek w którym dowiedzieliśmy się wiele o zwierzakach. W kilku salach, nadzorowanych pod opieką umiejętnych i posiadających dobrą wiedzę przewodników i pracowników Muzeum, można zobaczyć różne wystawy. Niejednokrotnie są tutaj organizowane warsztaty plastyczne i jest to miejsce wycieczek szkół. My mieliśmy ogromne szczęście przybyć do Warszawy, kiedy z okazji 100 lecia odzyskania Niepodległości, wejściówki do wielu atrakcji były darmowe, m.in. do tego Muzeum. Najbardziej interesujące dla najmłodszego członka rodziny okazały się trzy wystawy. Szalenie spodobała nam się Oko w oko - wystawa zwierząt egzotycznych, gdzie znajdują się gatunki z różnych kontynentów, a w dużej mierze pozyskane z prywatnej kolekcji podróżnika, myśliwego - Romana Huberta Hupałowskiego. Przepiękne - spoglądające lekko i dostojnie antylopy ze strefy okołorównikowej oraz olbrzymie bizony a także marale ze strefy umiarkowanej. Uwagę przykuwa olbrzymi biały niedźwiedź polarny ze strefy okołobiegunowej. Również i tutaj zobaczyć można najniebezpieczniejsze zwierzaki Afryki - lwa, lamparta, bawoła afrykańskiego, słonia i nosorożca czarnego. Dowiedzieliśmy się też jak wygląda najmniejsza antylopa świata - antylopka karłowata.
Dwa pomieszczenia w których znajduje się rodzima europejska wystawa łączy wspólna nazwa - W polu i w kniei. W jednej salce czułam się dosłownie jak w lesie, moje dziecko poszukiwało jeża, znajomego i ulubionego zająca. Gdy napotkaliśmy dzika, nie trzeba było na drzewo zmykać, bo ten okazał się łagodny... Wilk, lis, bóbr, a nawet borsuk, taka duża drużyna polskich zwierząt, znana mojemu dziecku głównie z wierszy Brzechwy, które czytamy dość często przed zaśnięciem...Poza tym sporo informacji, które są bardzo zgodne ze środowiskiem życia zwierząt w Polsce - o lasach, borach, bo to głównie środowisko odpowiednie do bytowania tych gatunków, o których Wam pisałam. Był też piękny i groźny niedźwiedź brunatny, czy żubr, czyli zwierzęta żyjące w miejscach niedostępnych na co dzień dla pospolitych ludzi. Wszystkie, jak żywe. A do tego cała kolekcja trofeów myśliwskich. W salce słychać odgłosy zwierząt i bardzo przyjemnie się zwiedza. Ponad to w salce umieszczono gablotkę z odciskiem łap poszczególnych zwierząt, co z pewnością jest bardzo pomocne dla tropicieli, poszukujących tych gatunków podczas wypraw.
W drugiej salce na wystawie o tej samej nazwie umieszczono ptactwo charakterystyczne dla środowiska Polski. Głównie to ptaki zamieszkujące Polskę, ale także przylatujące tutaj tymczasowo. I tak, zwróciliśmy uwagę na dużą ilość sów siedzących na drzewach, spora część żyje w lasach. Jest też wiele ptaków błotnych i łąkowych. Bocian bardzo spodobał się naszemu synkowi i okazało się, że jest tak duży, że są prawie równego wzrostu. Aż 108 gatunków i 181 okazów - najmniejsze i największe ptaki naszych okolic, które niezwykle rzadko można dostrzec gołym okiem w czasie ich wędrówek i życia.
Równie interesujące były, dla nas dorosłych wystawy związane z myśliwymi i ich gabinetami. Polski Salon Myśliwy XIX i XX wieku zawiera liczne trofea na ścianach, a także kolekcję broni palnej. Przepiękne obrazy autorstwa polskich malarzy związane z polowaniem, leśnictwem, i wsią polską, a także fotografie, rzeźby, odznaczenia i stare dokumenty. Ostatnim punktem nie odwiedzonym przez nas jest powozownia, gdzie warto zajrzeć jeśli macie więcej czasu. My podobne kolekcje oglądaliśmy już w NI, a także w różnych skansenach w Polsce.
Muzeum Łowiectwa jest niezwykle kolorowe, jak żywe, świeże. Miejsce to, mi kojarzy się z dworem polskim, z krajobrazem Polski (budowla w której mieszczą się wystawy), a także wszystko co ten dwór otacza w lasach i polach. Przywołuje to obraz dawnej Polski z lat dzieciństwa, kiedy to częściej, choć nie mieszkałam na wsi to jednak przebywałam na wsi przynajmniej raz do roku... Piękne wspomnienia, których na co dzień nie mamy w NI. Tutaj nie było możliwe, aby moje dziecko to dostrzegło.
cudne miejsce- nasze dziewczynki kochają zwierzątka więc takie miejsce byłoby dla nas świetna atrakcją
OdpowiedzUsuńMój Alexander był bardzo zadowolony z tej wizyty, dowiedział się wielu rzeczy o zwierzętach, o których nigdy wcześniej nie miał pojęcia :)
UsuńByliśmy w podobnym miejscu w Ustroniu i bardzo nam się podobało, ale wśród innych zebrało sporo krytycznych uwag z powodu tych wypchanych zwierząt.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jest, ale nie wszyscy wiedzą, że w dużej mierze są to eksponaty sprzed wielu lat, doskonale zachowane :) Zwierzęta w ten sposób wyeksponowane nie sprawiają złych doznań u oglądających, wręcz przeciwnie. Możemy w dużej mierze domyślać się i pomyśleć, w jaki sposób tutaj się znalazły, jednak wiadomo.. czasy się zmieniły. Cieszę się, że moje dziecko doczekało jeszcze tego momentu kiedy takie zbiory są dostępne, bo pewnie już wnuki i prawnuki nie będą miały okazji uczestniczyć w takich ekspozycjach.
UsuńPrzyznam, że ciężko byłoby mi ze względów emocjonalnych odwiedzić takie miejsce, jestem przekonana, że i moje dzieci, choć z pewnością wiele by się na uczyły podczas tych odwiedzin, to jednak empatycznie mocno przeżyły.
OdpowiedzUsuńIle trzeba w życiu przejść, aby taką ekspozycję oglądać 'na porządku dziennym', myśląc o tym co się widziało w życiu ludzkim i jakie cierpienie na własne oczy u najbliższych :) Nie zauważyłam też, aby moje dziecko było zrozpaczone i smutne. Jednak zapewne każdy z nas ma inny poziom wrażliwości, inne rzeczy przeszedł..a i inaczej dzieci swoje przygotowuje do życia :) Właśnie taki jest świat. Różnorodny :)
Usuńehh, wpisy o Warszawie przypominają mi o tym jak dawno mnie tam nie było...
OdpowiedzUsuńPora na odwiedziny ;)
UsuńByłam kilka razy Łazienkach, ale nie miałam pojęcia o istnieniu tego muzeum.
OdpowiedzUsuńTo był nasz pierwszy raz :) Łazienki Królewskie, park i wszystko co w nim się znajduje :) Piękne :)
UsuńSzczerze mówiąc nigdy bym swojego dziecka do takiego miejsca nie zabrała tak samo jak i do cyrku, w którym wykorzystuje się zwierzęta :/ Jestem bardzo przeciwna myślistwu i nie widzę nic pięknego w wypchanych zwierzętach. Od razu mi się przypominają te śmieszne lekcje 'przyrody' prowadzone ostatnimi czasu w podstawówkach przez myśliwych, przynoszenie skóry zabitego lisa i opowiadanie jaki to myśliwy dobry człowiek. W stolicy byłam póki co tylko raz i niedługo planujemy jechać z mężem jeszcze raz, tyle tam pięknych miejsc do zobaczenia.
OdpowiedzUsuńTrudno mi się z Tobą nie zgodzić, co do tych lekcji :) nie miałam pojęcia o ich przeprowadzaniu :) Każdy z nas może mieć inny punkt widzenia. Niestety takie rzeczy kiedyś były na porządku dziennym, wiele lat temu cały dwór polski tym się zabawiał, i nawet ŁAzienki na takim terenie się znajdują. Moje dzieciństwo to także parę wizyt w cyrku, wtedy nie mówiło się o wykorzystywaniu zwierząt. Możliwe, że urodziłaś się w innych latach. Ja z kolei cieszę się, że moje dziecko mogło w ten sposób poznać zwierzęta, i że nie żyje w zakłamanym świecie, myśląc, że takie zbiory nigdy nie miały miejsca..
UsuńPiękne jest to, że tworzysz takie cudowne zwierzaki, które rzeczywiście mogą pozwolić ich posiadaczom poznać obraz nieznanych im wcześniej gatunków.