Pierwszy rok szkolny naszego synka okazał się bardzo aktywny. Właściwie choć zadowolona z mojego dziecka, jestem pełna sprzeczności, jeśli chodzi o system edukacyjny w Irlandii Północnej. Ogólnie nie rozwodząc się nad tematem zbyt mocno, i podsumowując muszę zauważyć, że owszem jest on bardzo efektywny jeśli chodzi edukację synka, który doprawdy mocno zaangażował się w naukę języka angielskiego, no i w naukę w ogóle. Potrafi w wieku pięciu lat pisać słowa, a nawet krótkie zdania, zna sporo angielskich słów, i rozpoczął już naukę czytania z całkiem dobrymi wynikami. Bądź co bądź, nie zmienia to faktu, że jest to bardzo wiele na kilkulatka, który w dodatku mieszka w sumie w kraju, gdzie nie ma wielu kolegów i koleżanek na tym etapie rozwoju (co z pewnością wynika jednak z ograniczeń językowych).
Zatem dziecko jest dość mocno obciążone nauką, czasem zmęczone, i choć mocno staramy się, aby zapewnić Mu rozrywkę w różnej formie (głównie poza domem), to nie zmienia faktu, że od nauki w Irlandii Północnej nie ucieknie, a nawet nie warto tego robić. Dokładnie, jak nauczyciele wspominają - to trudny szkolny okres pierwszych lat nauki dzieci na emigracji, a nawet w tym systemie w ogóle dla dzieci w klasie pierwszej, przez który musimy przejść. Tak więc nie ukracamy nauki, w tygodniu niekiedy siedzimy z dzieckiem ponad godzinę dziennie, pomagając Mu w nauce, i w odnajdowaniu odpowiednich słów do zobrazowania Jego myśli. Na pewno do nauki bardzo przydatna okazała się książka Usborne, będąca jednocześnie słownikiem obrazkowym, którą kupiłam z polskiej księgarni internetowej Dadada.pl.
Był to trafny wybór, który w przyjemny sposób uczy nasze dziecko podstawowych słów angielskich, przedmiotów towarzyszących Mu na co dzień, w domu, w szkole, czy na ulicy. Pierwsze strony są w formie ilustracji kilku pomieszczeń, i później kilku scen m.in. kuchnia, salon (itd.), szkoła, szpital, ulica, warsztat, ogród, sklep, sklep z zabawkami, park. Dalej są obrazki zwierząt, ludzi i wykonywanych czynności. Słownik posiada ładne ilustracje, zrozumiałe dla dziecka rysunki części ciała, krajobrazów czy kolorów i wielu innych rzeczy, których w książce odnaleźć można tysiąc. Pierwszy tysiąc słów po angielsku - The Usborne First Thousand Words in English, jak się okazało przydatna także rodzicom, nam, którzy uczestniczymy w edukacji. Podejście autora Heater Amery do przekazania dokładnie tego tysiąca słów, wśród których znajdziemy wszelkie zagadnienia z życia farmera, czy ogrodnika, wydaje się dobrze dopasowane do życia, które prowadzimy, żyjąc w UK.
Słowa szkolne, zdrowotne, czy takie związane z własnym ciałem, naturą, ze wsią i z ogrodem muszą być poznane przez każdego obywatela Irlandii Północnej ;) Alexander zasiada wygodnie w swoim tipi i potrafi spędzić tam godzinę przeglądając strony słownika Usborne. Zwróciłam uwagę że najbardziej interesują Go strony na których zamieszczone są słówka związane z ciałem człowieka i kilka stron poświęconym zwierzętom. Wspominałam Wam też, że czasem korzystamy z tego słownika odrabiając zadania domowe, do przygotowań rysunków na daną literę. wówczas w zrozumiały sposób moje dziecko wzoruje się na ilustracjach w książce, a gdy nie przychodzą nam do głowy na prędce słówka na daną literę wtedy zaglądamy na spis słów wg alfabetu i już mamy pomysł słowa na daną literę.
Najmniejsze jest zainteresowanie Alexandra cyframi, i liczeniem do dwudziestu, które już w roku biegłym opanował do perfekcji, tak więc ta strona książki jest 'pomijana' przez czytelnika. :) Nadmieniłam też, że ja i mój mąż korzystamy na posiadaniu książki, mogliśmy przypomnieć sobie wiele poznanych wcześniej słówek, wydawałoby się - prostych i oczywistych, a jednak mogły gdzieś w głowie umknąć. Z kolei przeglądając słownik razem z synkiem dowiedzieliśmy się wielu nowych słów związanych z praca rolnika, czy hodowcy zwierząt, których wcześniej nie znaliśmy.
Słownik jest stworzony w taki sposób, że nawet najsłabszy uczeń, niechętny do poznawania j. angielskiego nauczy się słów angielskich bardzo szybko. Format (23x30cm) i grafika książki Usborne oczywiście zachwyca, nie mogłabym stwierdzić inaczej, nawet biorąc pod uwagę wydanie książki - w wersji z kartonową dość miękką okładką, która mimo iż nie jest twarda, przez ostatnie pół roku wygląda na nietkniętą, idealnie dopasowaną do nauki i po prostu dobrą. 64 strony nauki i kolorowe obrazki, wśród których ukryły się kaczki - do odnalezienia przez małego ucznia. Jedno czym książka może mnie nie zachwycać, to cena około 40 złotych (obecnie książka jest w ofercie promocyjnej), nie jest to tani zakup, biorąc pod uwagę, że tą samą książkę można w UK nabyć za 5 funtów. Jednak już przyzwyczailiśmy się do takich kwot w przypadku tego wydawnictwa na rynku książkowym w Polsce. Może kolejną książkę do nauki j. angielskiego zdecydujemy się kupić w księgarni w UK, lub będziemy czekać na promocyjną ofertę na Dadada.pl.
Fajna strona :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam książeczki dla dzieci w języku angielskim i mamy już w swojej biblioteczce trzy takowe. Co prawda jeszcze kartonowe, bo mój synek ma dopiero półtora roku, ale wiem, że na tych trzech się nie skończy :)
OdpowiedzUsuń