Polskie Święta to dla mnie coś wyjątkowego, zwłaszcza jeśli za oknem jest
biały puch. Tak w tym roku spędzimy je w sposób dobrze znany z dzieciństwa, a
na naszym stole zagości karp, a nie jak w ubiegłym roku indyk. :) Tak to się
porobiło, że my świętujemy na różne sposoby, trochę u nas wniesione z UK, choć
zawsze obchodzimy najwięcej polskich i węgierskich zwyczajów. W świętach
doceniam przede wszystkim tradycję, całe przygotowanie w sposób własny, z
własnej 'roboty' daniami, których w moim wydaniu zabraknąć nie może. Według
mnie dania kupne w sklepie nijak się mają do tych zrobionych własnoręcznie. Tym
bardziej jestem szczęśliwa, że w tym roku zakupy na przygotowanie wypieków i
potraw zrobię w polskich, prawdziwie polskich sklepikach. O tradycyjnych świątecznych potrawach angielskich napiszę Wam w najbliższym artykule, podobnie zresztą, jak w
poprzednim opowiedziałam o najważniejszych strojeniach świątecznych w UK.
Właściwie to w ubiegłym roku, jakoś tak okroiłam temat świąt w Północnej
Irlandii, a przecież spędzaliśmy ten czas właśnie w UK. W tym roku czuję się
trochę bardziej 'na siłach' :) jestem bardziej zapoznana z tematem, w końcu
zleciał cały kolejny rok, a ja poznałam już chyba całe nasze miasteczko.
Miasteczko naprawdę ma do zaoferowania iście świąteczny klimat już teraz
wszędzie światełka i ulice przestrojone, piękne wystawy sklepowe przyciągają do
zakupów. Tym bardziej my z tego korzystamy, bynajmniej ja z Alexandrem, bo
tatuś głównie pracuje popołudniami. Chodzimy, oglądamy, podziwiamy, ale też
kupujemy. Wiadomo, aby święta w domu przebiegały spokojnie, i tylko na
wypoczywaniu, prezenty i ubrania na zimę trzeba wcześniej pokupować w UK.
Właściwie to ostatnio mam wrażenie, że jako rodzina i żyjący w tutaj na
obczyźnie trochę zaczęliśmy się upodabniać do Anglików pod względem przygotowań
do Świąt. Żyjąc w Polsce nigdy nie robiłam zakupów na Boże Narodzenie wcześniej
niż tydzień przed Wigilią. Na szczęście 'po sklepach' zwykle i tak chodzę
sezonowo, a właściwie zwykle cztery razy w roku, bo po prostu kupować nie lubię,
szczególnie jeśli chodzi o odzież i bynajmniej nie mam na myśli tylko
przymierzania, a o wszystko, co związane jest z zakupem. Mam jednak kilka
ulubionych miejsc, domów towarowych i sklepów, do których chętnie zaglądam raz
na dwa-trzy miesiące. W pierwszej kolejności poszliśmy do Camerons, gdzie
bardzo odpowiada mi dział z zabawkami dla dzieci, mogę tam przebywać nawet
kilka godzin, oglądać rzeczy dla dzieci i kupię czasem coś ciekawego i
praktycznego. Ale dzisiaj przyszłam w innym celu i rozejrzałam się za sukienką
wyjściową. Niestety z przykrością stwierdziałam, że pomimo wielu bardzo dobrych
marek, asortyment krótko mówiąc był zbyt skromny jak na moją potrzebę. Jedyne
co obejrzałam na parterze- to czapki dla najmłodszych, nie sposób było ich nie
dostrzec. Z kolei najbardziej przyciągnęła mnie wystawa tego Domu Towarowego -
nawiązująca do zbliżających się świąt. Później powędrowaliśmy do Centrum
Handlowego Fairhill, gdzie kupiłam sobie etolkę a potem skierowaliśmy się do
naszego ulubionego sklepu Next, gdzie po przymiarce kupiłam Alkowi dwie pary
bucików i czapkę. Wreszcie udałam się też w kierunku sklepu, gdzie znalazłam
sobie piękną sukienkę o idealnym fasonie, lecz w dwóch moich ulubionych
kolorach złote ecru, i czarna. Czas na przymiarkę, rozmiar M (przez ostatnie
bieganie po sklepikach ubyło mi 3 kilo :) :) )... Ciekawe na który
kolorek mam się zdecydować??? cdn...