Zainspirowana pomysłem znajomej na wykorzystanie dyni, czyli najbardziej popularnego i wartościowego jeśli chodzi o zastosowanie owocu jesieni, ruszyłam do boju. Czyli do wariacji kuchennych z wykorzystaniem znanego jako warzywo, zdrowego, niedocenionego owocu dyni. W tym roku w planie bowiem same smakowitości i nie tylko, jeśli chodzi o moje dwie dyniusie, które już czekały kilka dni... Jedną z nich postanowiłam dziś oczyścić z nasion, i wydobyć z niej farsz. Otóż przypomniałam sobie o pestkach, które zwykle jadam u mojej przyjaciółki Ani w Polsce... To po prostu jest rewelacja dla podniebienia. Moja Ania zwykle w ogródku ma dyń kilkanaście, natomiast ja tylko tyle, ile kupię w sklepie.. ;) Więc nic nie może się zmarnować! :) Pozostałości, czyli tzw. miąższ włożyłam do zamrażarki.
Wyczytałam dziś bowiem, że wstydem byłoby cokolwiek wyrzucić z tego jedynego z owoców, który w pełni daje się wykorzystać do dań, i do wystroju.. I tak co do wystroju mam już dobrze zarysowany plan, jeśli chodzi o potrawy to nie zabraknie z pewnością marynat - które my z moim partnerem bardzo lubimy zjeść. Co do reszty, to z myślą o moich chłopakach, bo ja jakoś nie przepadam za dynią w wersjach gotowanych. Jednak zupka będzie, i łagodna dla Alka, i pikantna dla starszych. Wracając do dzisiejszych pestek, bo już na więcej ze względu na domowe porządki mi czas nie pozwolił... Bardzo zaskoczyłam Tibora, który po powrocie z pracy zastał coś całkiem wyjątkowego 'na ząb'. On takie niespodzianki uwielbia, szczególnie, gdy stwierdza przynajmniej raz w tygodniu, jak ja to robię - zawsze z niczego-coś potrafię przygotować. Idealne na dziś do przekąski podczas meczu, który oglądamy -prażone w miodzie pestki z dyni. Nasze są imponujące, na słodko-słono-ostro, czyli tak, jak MY lubimy najbardziej i w ilości (z jednej dyni), która w zupełności nam wystarczy. Poniżej podaję przepis.
A co u nas przez ostatnie dni? Otóż spokój, spokój i małe spacery. W tym roku chcę samodzielnie przystroić naturą wnętrze naszego salonu i kuchni. Nie ma nic przyjemniejszego od zbierania darów jesieni.. Oto znalezione w naszym ogródku przez Alka i przeze mnie fragmenty naszych zbiorów. To nie koniec poszukiwań.. ;):) Jest bardzo i będzie jeszcze bardziej kolorowo!
Pestki dyni prażone w miodzie
Z dyni zwyczajnej wybrałam około szklankę pestek, wypłukałam w zimnej wodzie i osuszyłam na papierowym ręczniku. Po jakimś czasie, kiedy były dość suche zalałam je w miseczce roztrzepanym jednym białkiem jajka, i wyłożyłam na sitku, aby obciekły. W następnej kolejności obsypałam je przyprawami - cukrem brązowym, cynamonem, papryką słodką i pieprzem, najlepszy jest cayenne. Dobierzcie odpowiednie dla siebie przyprawy. Tak wymieszane pestki wyłożyłam w piekarniku rozgrzanym do stu osiemdziesięciu stopni na papierze do pieczenia. Ważne jest aby dokładnie rozłożyć pestki, najlepiej by każda była oddzielnie. Po około pół godzinie, gdy pestki będą już ciemne, bo tylko wtedy są dobrze upieczone, wyjęłam z piekarnika. Od razu przeniosłam je na jakieś pięć minut na rozgrzaną patelnię, gdzie domieszałam miód, i sól, a także stosowane już wcześniej przyprawy. Jeśli lubicie bardziej tłuste wersje, choć nie polecam -ponieważ pestka dyni posiada w sobie już olej, to warto zamiast miodu dać na patelnię smalec, i wykonać wersję bez użycia cukru brązowego. Nasze pestki były chrupiące, pikantne i słodkie.
Smacznego podjadania!