czwartek, października 16, 2014 0

Lough Neagh mały podróżnik





Jest środek tygodnia, ale wszyscy w domu są obecni. Śniadanie dzisiaj było nieco większe i bardziej wartościowe, przygotowałam sałatkę makaronową. Wybieramy sie na wycieczkę, z której chcemy co prawda wrócić po kilku godzinach ze względu na nasze i brata Tibora popołudniowe plany. Więc już około dwunastej pojechaliśmy ja i trzech Zlatnerków nad największe jezioro Wysp Brytyjskich Lough Neagh... Po prostu końca nie widać! My w super nastrojach, pogoda ciepła, słoneczna, Alexander także przeszczęśliwy - wybiegał się po zielonej trawce, zbierał liście dla mamy i później idąc w stronę ogrodu Antrim pchał dzielnie swój pojazd. Ileż On ma sił :) Bardzo przyjemne miejsce, wręcz idealne na spacer i zaczerpnięcie powietrza. Dookoła ptactwo jeziora, ale też mewa postanowiła nam zapozować przez chwilkę. Wszędzie ławeczki, przy których my nie zatrzymaliśmy się, zmierzając na coś ciepłego w kierunku kawiarenki w Ogrodzie Antrim. Wujek Alka zaprosił nas na smaczne jedzonko i kawę, co było naszym dzisiejszym celem. Bo tak naprawdę od urlopu, nigdzie poza domem się nie stołowaliśmy..  Chłopaki zjedli mini pizze gril;owane,, ja tylko wypiłam kawę cappuccino. Alexander zajadał wszystko co uznaliśmy za właściwe dla Niego, a dodatkowo wzięte z domu owoce. Wspaniale służy mi towarzystwo Panów, z Nimi jest wesoło, dowcipnie, z uśmiechem, po prostu super ;) Została nam jeszcze godzinka, więc wolnym krokiem chodziliśmy i planowaliśmy wspólne chwile, które spędzimy po powrocie Tibora brata z zawodów siłowych.



Znajdziesz mnie tutaj

Copyright © 2017 weekendownik