Jak się okazuje - można nawet we wrześniu! W świetnych nastrojach, z
uśmiechem na ustach, wypoczęci... wracamy do rzeczywistości. Czyli jesteśmy już
w naszym domku w UK, gdzie wraz z przyjazdem swoje miejsce znalazły dekoracje,
przywiezione z nadmorskich miejsc. I to one mają za zadanie przypominać nam
nasze pierwsze rodzinne wakacje i chwile, które nam towarzyszyły.. Zdjęć tym
razem jest znacznie mniej niż zwykle, wszyscy bowiem mieli urlop, nawet 'pani
fotograf' czyli ja... a w szczególności co najistotniejsze tym razem ominęła
mnie codzienność gotowania, które uwielbiam, ale nie z przesadą... bo w końcu
nawet 'Pani Domu' należy się jakaś zmiana. Wszystko na miejscu, a nawet
bardziej, bo i pogoda idealnie dopisała, mieliśmy też kilkudniowe upały, i
dokładnie w te dni przeleżeliśmy na plaży.. dosłownie. Bo nawet nasz synek po
godzinnym szaleństwie w piasku i przy morzu spał zwykle jeszcze z dwie godziny,
oddychając głęboko wraz z szumem fal...
Wówczas my rodzice mogliśmy zatopić się
w te fale, bądź posiedzieć przy brzegu morza na piasku. Były też momenty gdy
każde z nas na krótko spędzało na własnych hobby, Tibor wraz z kompanami
plażowymi grał w piłkę dołączając się do nich, ja z kolei czytałam nową książkę
'Francuzki nie sypiają same', jedną z dwóch, które ostatnio sobie kupiłam.. :)
Cieszyliśmy się tymi chwilami, bo i morze cieplejsze -nawet Alexander raz się z
nami kąpał w nowym kole ratunkowym, które Mu sprawiliśmy, i piasek delikatny,
bez kamieni, co sprawiało, że nie musieliśmy cały czas wyjmować nowe 'zdobycze'
z rąk synka.. Po prostu bajecznie!
Były też dwa dni bardzo gorące, kiedy padaliśmy z nóg, wyczerpani upałem nawet nie wyszliśmy po raz drugi popołudniu z pensjonatu. W ramach tego używaliśmy udogodnienia w miejscu noclegu, których było całe mnóstwo. Do takich najważniejszych należało przepyszne jadło, które serwował syn właścicielki, smaczne nawet dla naszego synka. Na szczęście po powrocie moja waga wskazywała dokładnie tyle samo, ile przed urlopem, co bardzo nas cieszy, bo przecież były też różne inne rarytasy, które smakowaliśmy na wakacjach w odwiedzanych miejscach... Znaleźliśmy czas na spacery i bardziej aktywne spędzanie chwil, wybraliśmy się na łódki, rowery, gokarty, a w dni mniej słoneczne jednak wyruszyliśmy do miasta, a nawet do innych pobliskich miast, także na zakupy znalazł się czas... Kilka nowych ubrań, również dla Alka, upominki dla najbliższych, a także pamiątki dla nas - co przewidzieliśmy biorąc na powrót większy bagaż.. :) Nie brakowało nam niczego, nawet czasu na chwile romantyczne 'tylko we dwoje' można tak stwierdzić , bo nasz Alexander po takich ciepłych i bogatych w wydarzenia dniach zwykle zasypiał ze zmęczenia wieczorami..
Pozytywne jest to, że Alexander pierwszy raz
samodzielnie w piasku golutki bawił się,
mogliśmy dawać Mu chwile totalnej swobody, czego nie stosujemy na plażach w pobliżu Ballymeny. Ja jestem szczęśliwa najbardziej z faktu, że mój mężczyzna w końcu wypoczął w
stu procentach, ponieważ taki prawdziwy urlop był Mu właśnie potrzebny.. Cieszę
się również z faktu, że po raz kolejny i
tym razem mogłam wykorzystać w pełni swoje ubrania, czyli nowe sukienki,
również tę, którą kupiłam tuż przed samym wyjazdem na wyprzedaży... oraz moje
niewykorzystane dotychczas, nieco starsze elementy szafy, m.in. kapelusz,
który już kiedyś miał mieć swoje pięć minut -spakowany na wakacje dwa lata temu,
ale do niczego wtedy nie doszło z powodu pogorszenia pogody...
Natomiast teraz
nawet okazał się potrzebny, za to moje okulary muchy wkładam już od pewnego czasu głęboko do szuflady, bo chyba na to sobie zasłużyły... I zgodnie z propozycją
mojego narzeczonego stałam się Jego modelką na plaży i tym razem On wykonał
specjalnie dla mnie kilka oryginalnych zdjęć. Pochwalę się głównie tym, że
przywiozłam z urlopu kilka smakowitości, do jedzenia, picia, oraz do przykrycia stołu i również takich
muzycznych, którymi będziemy się teraz w naszym domku delektować. Jestem
szczęśliwa!