sobota, sierpnia 30, 2014 0

w restauracji chińskiej



Nie ma chyba osoby na świecie, która nie lubiłaby chińszczyzny... a przynajmniej niektórych potraw tej kuchni. Dokładnie tak jest ze mną. Mam kilka ulubionych dań, a ogólnie rzecz ujmując ta kuchnia nie  jest moją ulubioną. Jednak z racji, że mój mężczyzna bardzo ją lubi -raz na jakiś czas wybieramy się na chińskie jedzenie.. Tutaj w Ballymenie funkcjonowały do tej pory dwie restauracje tego typu, z których  w jednej z nich byliśmy ze cztery razy przez te dwa i pół roku. Restauracja nieszczególnie przypadła mi do gustu, z powodu dość nieschludnej sali restauracyjnej (która klimat chiński posiadała, lecz w stylu sprzed dwudziestu laty). Poza tym, według mnie, jedzenie odbiegało zdecydowanie od prawdziwej chińszczyzny, jeśli chodzi od dania mięsne z sosami. Nie mnie jednak oceniać walory tych posiłków, bo tak naprawdę chińszczyznę wcześniej jadłam ze trzy razy... Choć oczywiście wyobraźnię posiadam i potrafię też ocenić świeżość jedzenia, która w tamtym lokalu nie wywarła na mnie wrażenia. Były też plusy dla których ja osobiście byłam w stanie się skusić na jedzenie i przebywanie w tym miejscu. Kurczak zapiekany w miodzie, pyszne sałatki z kiełkami, krewetki na słodko, i własnej roboty lody na deser, smaczne.. A z takich jeszcze bardziej na mnie działających -to cudowna, prawdziwie chińska muzyka, która wprawiała mnie w idealny nastrój i bardzo mnie wyciszała... Oraz fakt, że mój mężczyzna z uśmiechem na ustach pochłaniał kilka dań i wychodził taki 'obżarty', że nie musiałam nic gotować do następnego dnia :) Wilk syty i owca cała.. Tym razem sama zaproponowałam ten wypad. Jako, że moje wyjścia na siłownię z moim ukochanym uległy przerwie do powrotu z urlopu (z powodu zabiegu, który miałam jakiś czas temu, po którym jednak postanowiłam nie przeciążać się na jakiś czas) i zgodnie z obietnicą, że będziemy powierzać naszego synka wujkom, którzy bardzo chcą mieć go co jakiś czas przy sobie, wyskoczyć z Nim na spacerek i w ogóle po prostu z Nim być -ja pomyślałam, że miło Im będzie jeśli jednak będą Go mieli w ten weekend (teraz czeka nas dłuższa przerwa w spotkaniach, i nie będziemy się widzieli w czasie, kiedy będziemy na wczasach ). Poprosiliśmy więc Ich, czy z Nim zostaną, bo tak naprawdę już na to czekali od pewnego czasu. Alexander bawił się świetnie, głownie z ciocią, która nie opuszczałą Go na krok, i była taka szczęśliwa mając Go, że napisała, abyśmy nie spieszyli się, więc po obiedzie pojechaliśmy jeszcze coś załatwić i byliśmy godzinkę później. Ten czas spędzony razem tylko we dwoje bardzo nas odprężył. A i tym razem w restauracji chińskiej w Ballymenie czułam się jak księżniczka, bo ku mojej wielkiej radości tym razem jedliśmy w innej (tej drugiej) restauracji, gdzie co prawda nie było chińskiej muzyki (o co poproszę przy okazji następnej, myślę całkiem niedługo  degustacji), ale była bardzo przyjemna muzyka, czysty, klasyczny, i przyjemny wystrój, miła obsługa i najważniejsze -jedzenie -palce lizać. Zamówiliśmy trzy dania, przystawki -ja grzybki w panierce, danie główne kurczak po wietnamsku, i deser ciastko tortowe z prawdziwą bitą śmietaną. Wierzcie lub nie -wszystko, nawet desery i dania zamówione przez Tibora, które smakowałam oczywiście bezczelnie z Jego talerza, były własnej roboty! Najedliśmy się do syta.. Dodam jeszcze tylko, że było to romantyczne popołudnie, na którym poczułam wiele miłosnych uniesień, uczuć, zupełnie jak na naszych pierwszych randkach, czego oczywiście nie brak nam na co dzień. Czasem jednak przydaje się zacząć od początku, coś co tak naprawdę jest w nas wydobywać ponownie, aby ożywić namiętność i romantyzm w związku. :) Czułam się tego dnia wyjątkowo kobieco, i pięknie. Nie chodzi bynajmniej o nową sukienkę, a o coś więcej, z mojego wnętrza... 



Znajdziesz mnie tutaj

Copyright © 2017 weekendownik