Południe spędziliśmy na jednej z naszych ulubionych plaż. Już od samego rana wstaliśmy w wyjątkowych nastrojach na podróż. Ja oczywiście wygrzebałam się z łóżka pierwsza, kiedy Tibor jeszcze leżał czytając przysłaną ostatnio przez Jego mamę prasę węgierską. Z kolei Alek spał jak zwykle.. Taki dobry i długi sen towarzyszy Mu od czasu, gdy przenieśliśmy Go z powrotem do Jego pokoiku. Myślę, że dziś pośpi do dziewiątej... ? To dobrze, bo ja wstałam już, a jest zaledwie po ósmej. Mam czas na przygotowanie obiadu, który zjemy po powrocie do domu, kiedy będzie padał deszcz -około godziny czwartej. Pogodę ( jej zapowiedzi ) mamy w jednym palcu, głównie Tibor sprawdza co nas czeka na następny dzień. Zawsze się sprawdza to prognozowanie :) Potem, gdy już wszyscy byliśmy na dole, gdy Tibor robił śniadanie, ja zaliczyłam swój aerobik, Alexander w tym czasie biegał w chodziku. Jeszcze po sytym śniadaniu odćwiczyłam swoją jazdę na rowerku, i brzuszki. Teraz jestem w pełni gotowa do podróży, szybki makijaż, wyprasowałam jeszcze swoją ukochaną sukienkę, Alkowi dwie koszulki wysuszone z ostatniego prania (którąś wybierzemy na dziś). Tibora koszulki wiszą wyprasowane już od tygodnia. No i mamy już prawie południe.. Zabieramy przekąski, trochę słodyczy, zimne piwko, dla mnie napój energetyczny, który wyjątkowo dzisiaj zabieram ze względu na fakt, że dostałam go od mojego faceta z trzech, które kupił ostatnio. To tak na pocieszenie, ja prowadzę auto, piwko wypiję wieczorem ;) Dobry humor, zabawa i luz w pełni towarzyszyły nam aż do popołudnia :) Pogoda nie była upalna, a woda chłodna, więc i tym razem się nie kąpaliśmy. Achhh spacerowaliśmy przez całą długość przy brzegu.. to tak w ramach naszej dzisiejszej nadenergii! później przysiedliśmy na piknik, a na sam koniec wybraliśmy się do pobliskiego parku. Wracając do domu złapał nas niewyobrażalnie duży deszcz, ale my już byliśmy w aucie dwadzieścia minut drogi przed Ballymeną :)
czwartek, sierpnia 07, 2014 0
Cushendun - mały podróżnik
Południe spędziliśmy na jednej z naszych ulubionych plaż. Już od samego rana wstaliśmy w wyjątkowych nastrojach na podróż. Ja oczywiście wygrzebałam się z łóżka pierwsza, kiedy Tibor jeszcze leżał czytając przysłaną ostatnio przez Jego mamę prasę węgierską. Z kolei Alek spał jak zwykle.. Taki dobry i długi sen towarzyszy Mu od czasu, gdy przenieśliśmy Go z powrotem do Jego pokoiku. Myślę, że dziś pośpi do dziewiątej... ? To dobrze, bo ja wstałam już, a jest zaledwie po ósmej. Mam czas na przygotowanie obiadu, który zjemy po powrocie do domu, kiedy będzie padał deszcz -około godziny czwartej. Pogodę ( jej zapowiedzi ) mamy w jednym palcu, głównie Tibor sprawdza co nas czeka na następny dzień. Zawsze się sprawdza to prognozowanie :) Potem, gdy już wszyscy byliśmy na dole, gdy Tibor robił śniadanie, ja zaliczyłam swój aerobik, Alexander w tym czasie biegał w chodziku. Jeszcze po sytym śniadaniu odćwiczyłam swoją jazdę na rowerku, i brzuszki. Teraz jestem w pełni gotowa do podróży, szybki makijaż, wyprasowałam jeszcze swoją ukochaną sukienkę, Alkowi dwie koszulki wysuszone z ostatniego prania (którąś wybierzemy na dziś). Tibora koszulki wiszą wyprasowane już od tygodnia. No i mamy już prawie południe.. Zabieramy przekąski, trochę słodyczy, zimne piwko, dla mnie napój energetyczny, który wyjątkowo dzisiaj zabieram ze względu na fakt, że dostałam go od mojego faceta z trzech, które kupił ostatnio. To tak na pocieszenie, ja prowadzę auto, piwko wypiję wieczorem ;) Dobry humor, zabawa i luz w pełni towarzyszyły nam aż do popołudnia :) Pogoda nie była upalna, a woda chłodna, więc i tym razem się nie kąpaliśmy. Achhh spacerowaliśmy przez całą długość przy brzegu.. to tak w ramach naszej dzisiejszej nadenergii! później przysiedliśmy na piknik, a na sam koniec wybraliśmy się do pobliskiego parku. Wracając do domu złapał nas niewyobrażalnie duży deszcz, ale my już byliśmy w aucie dwadzieścia minut drogi przed Ballymeną :)