Dzisiejszy post będzie co dla niejednych jak przysłowiowy wrzód na tyłku, a innym może się trochę wydać dziwaczny. Bo Kto lubi o pieniądzach rozmawiać, przecież wszyscy tak naprawdę uwielbiają je wydawać? Co niektórzy uśmieją się po pachy, a Ci drudzy uśmiechną się w duszy, bo niektóre sytuacje wydadzą Im się dość znajome. zamierzam tu napisać o tym co dla mnie jest normalne, i dla nas jako dla rodziny jest codziennością. Obiecuję, że jutro będzie już trochę cieplej, smaczniej w kulinariach! Ostatnio po raz kolejny (tym razem znajoma w UK) zadano mi pytanie: skąd mam pieniądze na podróże kilka razy w roku do różnych miejsc, skoro nie pracuję poza domem. Dowiedziałam się, że Innych na to nie stać. A ja naprawdę wiem skąd mam pieniądze i skąd muszę je wziąć, aby realizować swoje cele życiowe, niekiedy obowiązki, a doprawdy czasami przyjemności. Patrząc na mnie na pewno nikt nie pomyśli, że jestem biedna. Budowy ciała nie mam wychudzonej, a i kilka rzeczy wartościowych posiadam, co prawda nie pracuję z naszego wyboru, który na dzień dzisiejszy jest dla nas wygodny i idealny. Żyjemy chwilowo z jednej pensji i niektórych może zadziwiać, lub denerwować nawet, że 'na marzenia nas stać'. :) Zresztą już od kilku osób usłyszałam, że na emigracji chyba mi żyje się 'lepiej', skoro mogę wyjeżdżać co tydzień na wycieczkę do innego miasta, a i do Polski, na Słowację, czy na Węgry nierzadko latam. A teraz jeszcze wyruszyliśmy w świat. :) Tak, coś w tym jest, bo kraj w którym żyję po prostu umożliwia mi to wszystko. Bo tutaj mogę realizować to czego nauczyłam się w Polsce (w przypadku mojego męża - to, czego nauczył się na Słowacji). To wcale nie są pieniądze, a dużo więcej, dzięki czemu zyskujemy także je. Na potrzeby a także na realizację marzeń . To kiedyś było coś, co może podchodziło jeszcze pod nazwy: cwaniactwo, kuta na cztery łapy, wyrachowana a teraz bardziej to wszystko robię w odniesieniu do własnej osoby. Jakoś tak od lat wypracowałam sobie pewien system wartości i priorytety (bo dawno temu, byłam zupełnie inną osobą). Gdy poznałam swojego męża, oboje się w swoich założeniach dopełniliśmy. Ja zaczęłam wdrażać Jego dawno nabyte nawyki, a On zapragnął pieniądze wspólnie 'zaoszczędzane' odpowiednio lokować. Jednym słowem, pieniędzy nie potrafimy rozrzucać na byle co, a przeznaczamy je na wymarzone i wartościowe cele. Druga sprawa, że oboje należymy do osób nie marnujących pieniędzy i lubimy żyć z umiarem, cenimy wszelkie sposoby uszczuplania kosztów. Podoba nam się też poważny stosunek do ochrony środowiska, i choć nie jesteśmy 'ekologiczni w 100 % ' to są rzeczy, na które mamy swój styl, swój pogląd, bardziej przychylny otaczającemu nas środowisku. Gdy przyjechałam do Irlandii Północnej wiele z tutejszych zwyczajów bardzo mi się spodobało. Jednak, gdy usłyszałam, że tutaj za wodę się nie płaci, pierwsze co przyszło mi do głowy to myśl o braku wody w Afryce... Później pomyślałam, że woda to podstawowy składnik życia na ziemi, i skoro Królowa dba o ten system w UK, to troszczy się o swoje społeczeństwo. Tak naprawdę to chyba od nas samych zależy jak do tego podejdziemy i my jako rodzina bardzo to udogodnienie lubimy.. Jest wiele takich możliwości, aby szanować Ziemię i niekoniecznie jest to związane tylko z segregowaniem śmieci. Żyjąc oszczędnie, sami zauważymy jak nam się to opłaca. Dzisiaj Wam o tym opowiem.
Nie sposób o inteligencji w kuchni nie napisać, skoro bardzo często jestem na diecie, i jeśli w domu mam męża, który lubi zjeść (choć od tego nie tyje), a z domu rodzinnego wyniósł zasadę, że 'co zjesz to Twoje'. Może i powiedzenie trafne, ale liczą się też inne doznania. W sumie bardzo dobrze się składa, że mój wybranek lubi zjeść, bo ja chętnie gotuję i lubię rozpieszczać bliskich.. A przecież sama kuchnia nie wystarcza aby zaspokoić idealnie potrzeby trzech osób. Ponieważ bywam człowiekiem tnącym wszelkie stereotypy, gdy zobaczyłam w domu teściów stosunek zawartości lodówki i kuchni do pozostałej zawartości domu, postanowiłam udowodnić, że nasze potrafi być nie tylko to co znajduje się w naszej kuchni. Kuchnia jest też ważna np.ze względu na małe dziecko, które lubi podjeść rarytaski, a z kolei czasem nie zjada wybranych podstawowych posiłków, bo Mu nie smakują. Jak zatem w kuchni oszczędzać i czy w ogóle na jedzeniu można oszczędzić? Nie marnuję jedzenia. Próbowałam wielu stylów w życiu, aby być zadowoloną, a jednocześnie poszukiwałam też idealnej opcji, aby nasza rodzina nie wydawała większości pieniędzy na jedzenie. Tak naprawdę o tym, że oszczędzamy na jedzeniu dowiemy się z perspektywy czasu. Każdego dnia (a właściwie co tydzień) przekonujemy się, że pieniądze, gdyby była potrzeba na luksusy nam nie starczają... gdyby była taka potrzeba. Przede wszystkim moja lodówka nigdy nie jest wypchana po brzegi. Posiłki planuję z góry. Zakupy robimy z głową i bardzo często z kartką. Mamy wybrane produkty, które kupujemy co tydzień i skoro są sprawdzone nigdy z nich nie rezygnujemy. Mamy pewną rezerwę na nowe produkty, które zmieniamy w zależności od potrzeb i apetytu. Część pieniędzy pozostawiamy na wypadek gdyby... przyszedł nowy apetyt, lub gdybyśmy zaplanowali raptem gości. Spotkania przeważnie planujemy z tygodniowym wyprzedzeniem. Wszystkie posiłki przygotowuję sama, także ciasta i desery, tak więc nie wydajemy na zakup wielu słodyczy, czy przekąsek. Uwierzcie, lub nie, w moim domu nic z jedzenia się nie wyrzuca. Oszczędzamy 30 funtów miesięcznie.
Codzienne zakupy tylko z rabatami. Robimy zakupy w dwóch sklepach, w polskim - niektóre świeże produkty, wędliny, lub warzywa gdzie otrzymujemy rabaty i w Tesco, gdzie często otrzymujemy kupony rabatowe na zakupy. W Tesco połowę naszego koszyka zakupów to produkty markowe tesco everyday. Tańsze produkty w większości są bardzo smaczne i tańsze o 20-50 %. Przy okazji zakupów w Tesco często kupuję odzież, typu skarpetki, czy kapcie, i całkiem dużo odzieży dziecięcej marki FF co sprawia, że doliczane są punkty, a wychodząc ze sklepu nie muszę pędzić do innych sklepów po spodnie dresowe dla dziecka - bo stare są za małe, a ostatnie ładne się wytarły. W tesco zdarza nam się kupować produkty żywnościowe ważne do dziś. Czyli produkty, które zjemy po powrocie do domu, bo tak naprawdę mamy na nie apetyt już teraz. Tesco w całej swojej kampanii stworzyło program o tym jak rodziny powinny kupować, aby ograniczyć wydatki. Kiedyś, gdy już to u siebie w domu stosowałam, całkiem przypadkowo obejrzałam program w telewizji na ten temat i wszystko się zgadzało z tym co robię u siebie w domu. Możliwie dużo zabawek dla dziecka (drobnych) jak farbki, kartki, kolorowanki, a nawet książki kupuję w sklepie Funciku, czyli za symbolicznego funta. Oszczędzamy 30 funtów miesięcznie.
Gdy jesteśmy na etapie zakupów warto dodać temat wody. Zacznę od tego, że owszem pijemy ją i używamy do różnych czynności. Jeśli chodzi o picie, postanowiliśmy ograniczyć zakup wody mineralnej do dwóch tygodniowo na całą rodzinę, natomiast także pijemy wodę przegotowaną i odfiltrowaną z dzbanka. Temat wody w Irlandii jest ciekawy o tyle, że za wodę się nie płaci, ale za butelki i etykiety już tak. Co za tym idzie, można byłoby się pławić w wodzie, nawet choćby nie kupnej, a tej kranowej. My postanowiliśmy skorzystać na tej kranowej do picia, lecz nie do mycia. Dodatkowo kupiliśmy już dawno temu parowar w którym gotujemy warzywa. Oszczędzamy 20 funtów miesięcznie.
Skrócone mycie pod prysznicem. Jeśli jesteś zainteresowany oszczędnością nie tylko wody, ale i czasu to pora zastanowić się po co odbywać godzinne kąpiele w wannie? Skoro wodę trzeba ogrzewać, to pomimo, ze w UK jest darmowa i tak za jej podgrzanie trzeba zużyć sporo prądu.. i oleju. Według Waterwise, średnia kąpiel używa 80 litrów wody, a czterominutowy prysznic z głowicą prysznicową oszczędzającą wodę zużywa zaledwie 32 litry. Prysznic dwuminutowy może zaoszczędzić 40 funtów rocznie na rachunkach. Od kilku lat kąpię się raz w tygodniu pomimo, że wody mam pod dostatkiem, a moje poranne i wieczorne prysznice są... dwuminutowe.
Zatrzymujemy ciepło w domu. Pamiętacie czasy, gdy nie było okien plastikowych, i wszyscy uszczelniali ramy specjalnymi gumami, lub gąbkami. Otóż to. Gdy tak patrzę na Irlandię Północną to zaraz mi się przypominają tamte czasy. Niestety połowa tutejszych domów ogrzewana jest nadal w systemie olejowym ustawianym na czas. Są to ogromne koszty biorąc pod uwagę, że lata tutaj niewiele, a i domy zazwyczaj jeśli nie okna, to przynajmniej drzwi mają stare, drewniane. Tutaj mamy wspaniały dom, który jest świeżo po remoncie, ale nie ukrywajmy, że nawet taki zadbany dom musi być często ogrzewany, szczególnie jesienią i zimą a nawet latem - kiedy trzeba ogrzać wodę. Zatrzymując na różne sposoby ciepło w domu, powodujemy mniejsze zużycie oleju i prądu. Uszczelniliśmy dodatkowo drzwi, i mamy specjalną kotarę. W roku ubiegłym przywiozłam z Polski ze swojego mieszkania piękne grube, kremowe i białe zasłony, które sprawiły, że jednak rzadziej musimy ogrzewać. Dywany chronią od zimna w pokojach. Ponoć takie rozwiązanie pozwala zaoszczędzić i to się sprawdza w kwocie 30 funtów rocznie. Ostatnio wyczytałam też o wkładach do kominków, jeśli nie są zapalane. Przyznam, że nasz komin używaliśmy tylko kilka razy i już poważnie myślimy o zamontowaniu poduszki kominowej, co mogłoby dodatkowo pozwolić rocznie zaoszczędzić 20 funtów. Łączne oszczędności roczne to 50 funtów.
Żyjąc w Irlandii nauczyłam się oddychać rześkim powietrzem. Oczywiście staramy się, aby w domu było ciepło, ale czasem zimą już godzinę po rozłączeniu pieca temperatura spada na 18-19 stopni. Przyznajcie, że dla osoby wychowywanej w blokowych warunkach to bardzo mało? Za to normy zdrowotne uznawane przez lekarzy i pielęgniarki środowiskowe za odpowiednie to 21 stopni celsjusza w salonie i 18 stopni celsjusza wszędzie indziej - idealna temperatura w domu, aby zapewnić wygodę, nie tracąc pieniędzy i energii. To fakt, że trzymamy się prawie zawsze 20 stopni, jednak nie więcej. A jakie temperatury są u Was? Należy dodać, że wietrzymy dom tylko wtedy, gdy nie jest włączony piec, i zamykamy drzwi od chłodniejszych pomieszczeń (łazienka). Według odpowiednich obliczeń takie ustawienie termostatu w domu nie tylko pomaga w utrzymaniu zdrowia, ale także pozwala zaoszczędzić około 75 funtów rocznie w momencie obniżenia temperatury o jeden stopień.
Żyjąc w Irlandii nauczyłam się oddychać rześkim powietrzem. Oczywiście staramy się, aby w domu było ciepło, ale czasem zimą już godzinę po rozłączeniu pieca temperatura spada na 18-19 stopni. Przyznajcie, że dla osoby wychowywanej w blokowych warunkach to bardzo mało? Za to normy zdrowotne uznawane przez lekarzy i pielęgniarki środowiskowe za odpowiednie to 21 stopni celsjusza w salonie i 18 stopni celsjusza wszędzie indziej - idealna temperatura w domu, aby zapewnić wygodę, nie tracąc pieniędzy i energii. To fakt, że trzymamy się prawie zawsze 20 stopni, jednak nie więcej. A jakie temperatury są u Was? Należy dodać, że wietrzymy dom tylko wtedy, gdy nie jest włączony piec, i zamykamy drzwi od chłodniejszych pomieszczeń (łazienka). Według odpowiednich obliczeń takie ustawienie termostatu w domu nie tylko pomaga w utrzymaniu zdrowia, ale także pozwala zaoszczędzić około 75 funtów rocznie w momencie obniżenia temperatury o jeden stopień.
Energooszczędne oświetlenie Ludzie już od lat szukają takich rozwiązań domowych, które umożliwiają zaoszczędzanie w opłacaniu za prąd. Nawet samorządom udaje się sporo zatrzymać z oszczędnego oświetlania miast poprzez zastosowanie odpowiedniego systemu oświetleniowego. Najlepszą żarówką, która to spełnia - jest LED. Taka żarówka w czasie jej działania zmniejsza w pewnym procencie zużycie prądu (oczywiście jest to zależne od wielkości kw, a także od indywidualnego użytkowania). Koszt zakupu żarówki LED nie jest mały, Jednak mimo wysokiej ceny w stosunku do starej, zwykłej żarówki, ta LED działa znacznie dłużej, i zwraca się jej koszt zakupu. Zwykłą żarówkę w tym momencie trzeba już wymienić. Można to łatwo wyliczyć. Poza tym ważne jest też, że oświetlenie LED jest bardzo ekologiczne, powoduje np: spadek emisji gazów cieplarnianych, a utylizacja opraw LED jest łatwa, bo łatwo poddają się recyclingowi, i nie zawierają rtęci. Na kilku żarówkach LED zaoszczędziliśmy w poprzednim roku około 30 funtów.
Cieszę się, że żyję w UK, jestem naprawdę z tego stylu życia zadowolona. Pierwsze co tutaj bardzo mi się spodobało to stosunek do rzeczy zużytych przez pierwszego właściciela, oraz do nowych choć niepotrzebnych. Wiem, że w wielu krajach ludzie na własną rękę próbują to rozwiązać, jednak nie jest to na skalę krajową. Natomiast w Irlandii Północnej znaleziono idealne rozwiązanie dla takich produktów i sama już niejednokrotnie z tego korzystałam wydając rzeczy, jak też nawet kupując. Recycling rzeczy, odzysk, drugie życie, obrót, ponowne wykorzystanie. The British Heart Fundation zbierają meble bezpłatnie do sprzedaży w swoich sklepach. Sklepy Hospice to miejsca, gdzie można oddać zużyte rzeczy. Można też wyłożyć je przed domem, lub do specjalnych pojemników, oraz zanieść do sklepu. W takim sklepie kupiłam zupełnie nową kawiarkę, nowe serwety na stół, czy nawet wyparzacz do butelek dla dziecka. Nie zwykłam już zbyt często 'biegać' po takich sklepach, i nie kupuję w nich ubrań od pewnego czasu, jednak czasem właśnie w nich odnajduję coś przypadkowo, podczas wizyty w celu poszukiwań np. książeczek dla synka, lub kartek okolicznościowych. W Irlandii nikt nie wstydzi się wejść do takiego sklepu, a wręcz przeciwnie... nie ma chyba osoby, która nie weszłaby tam choćby raz na jakiś czas. Poza tym jestem chyba największym przykładem na to, że taka taktyka nabycia rzeczy z drugiej ręki jest opłacalna. Gdy przyjechałam do NI pracowałam przy recyclingu odzieży. Całą wyprawkę dla mojego dziecka zebrałam właśnie w mojej pracy. Ciuszki z metkami takich firm jak Gap, Next, Mark and Spencer, H and M, No Name, i wiele wiele innych, nowiutkich z metkami, lecz do wygotowania w domu rzeczy zniosłam dla nas. Dla siebie torebki znanych firm, buty, sukienki, a nawet płaszcze. Wtedy trochę z wypłat wydałam, ale nie było rzeczy, która nie byłaby przeze mnie noszona.. Licząc te produkty mogę śmiało stwierdzić, że zaoszczędziłam setki o ile nie tysiące funtów w podsumowaniu kilku lat, gdy prawie w ogóle nie kupowałam ubrań. Nie podliczę tych oszczędności, ale mogę śmiało powiedzieć, że na zakupie różnych produktów z takich sklepów oszczędzam minimum 50 funtów rocznie.
Na ubraniu też można zaoszczędzić. Zresztą nigdy nie lubiłam przesadnie inwestować w swój ubiór i tak, jak wyżej wspomniałam marka znana pojawia się w mojej garderobie bardzo przypadkowo, lub jako prezent, a czasem naprawdę w drodze wyjątku, bo mi się coś szalenie podoba. Dziecko do szkoły chodzi ubrane w uniformie i posiada rzeczy do domu, ale też na wyjście. Stosujemy taktykę - nosić kilka ubrań na zmianę, i kilka na specjalne okazje, a gdy się wysłużą po prostu wydajemy je dalej i kupujemy sobie nowe. Nie lubimy mieć przeładowanych szaf i garderoby. Buty zazwyczaj kupuję w Polsce, a sukienki na Alliexpress lub z wyprzedaży. Po takich oszczędnościach mogę sobie pozwolić na kupno dość drogiego płaszcza. Na rozsądnym kupowaniu odzieży można zaoszczędzić niezliczone kwoty, ale skoro nigdy nie należeliśmy do fashionatów, przyjmijmy, że udaje nam się uskładać rocznie 300 funtów.
Czy na innych wydatkach już uznawanych za oszczędności też można zaoszczędzać? Oczywiście że tak. Przyjmijmy, że uzbieraliśmy po pół roku jakieś 900 funtów (czego oczywiście nie widzimy namacalnie, ale możemy to odczuć). Możemy sobie pozwolić na wyjazd do Polski, kupno biletów i utrzymanie tam przez około 10 dni, lub dorzucamy oszczędności i jedziemy na wczasy wypoczynkowe na tydzień. I jak planujemy podróż? My od dwóch lat lecimy z bagażem podręcznym, bez wykupowania dodatkowych bagaży. Jest to nie tylko oszczędność, lecz także ogromna wygoda. W naszych torbach znajdują się nawet prezenty, i odpowiednie do potrzeb ubrania. Dość nietypowy okazał się raz bagaż o ciężarze do 6 kg, gdy lecieliśmy w podróż poślubną na wyspę Lanzarote. Gdy pierwszy raz spojrzałam na opis bagażu, przy rezerwacji, to trochę mina mi zrzedła... Potem pomyślałam: a co tam, najwyżej wezmę dwa ciuchy na zmianę! Jednak każdego dnia chodziliśmy inaczej ubrani, tak więc widać, że można się zmieścić? Często słyszę, jak osoby opowiadają, że wracają z urlopu z domu rodzinnego obładowane jedzeniem... i dodatkowymi bagażami. Zastanawiam się po co? Będąc w domu rodzinnym można się aż przejeść, a przesyłka raz, dwa razy w roku - to miły gest ze strony najbliższych, który może być świątecznym upominkiem od rodziców, czy rodzeństwa, przyjaciół i odwrotnie. Ja nie wiem jak to robię, ale w swoim podręcznym bagażu potrafię przewieźć też prezenty. Raz zdarzyło się, że zabrałam nawet zasłony, a innym razem filiżanki do których miałam sentyment. Jak jeszcze zaoszczędzić na przewoźniku? My często bilety kupujemy w cenie wyprzedażowej. Na podróżach można zaoszczędzić. W takiej sytuacji jesteśmy w stanie nawet odłożyć 200 funtów jednorazowo, ale bez tego na samych bagażach oszczędzamy cztery razy w roku najmniej po 30 funtów - 120 funtów rocznie.
Szaro-zielona Irlandia, taka 'pipidówa' farmerska, w większości miasteczek prawie jak na wsi, wszędzie daleko, zawsze deszcz, i autobus przejeżdżający tylko centralnymi ulicami i tylko raz na godzinę ( przy czym należy zauważyć, że zdarza się jego opóźnienie 10 minutowe na przykład ). Dotrzeć trzeba do pracy, do szkoły, czy do sklepu. Z tym ostatnim to raczej niewielki problem, bo centrum jest umiejscowione centralnie, aczkolwiek gorzej z dotarciem do pracy, czy np. do szpitala. Powiedzieć się chce krótko. Tu trzeba samochodu. I znów ukłony dla tego kraju, bo sami jego mieszkańcy radzą sobie świetnie z pokonywaniem kilkukilometrowych odległości. Warto byłoby też dodać, że na paliwie można zaoszczędzić, jeżdżąc rowerem, lub chodząc pieszo. Jednak dla takich moto fanów jak ja, którzy po prostu lubią jazdę autem, mimo uwielbienia dla dwukołowców nie wchodzi to codzienne odstawienie auta w grę. Co można zrobić, aby ułatwić innym życie, a samemu zaoszczędzić na paliwie do swojego auta? Można wozić innych do pracy swoim autem, można jeździć z kimś innym autem płacąc Mu symboliczne pieniądze od osoby. Można wożąc trzy razy w tygodniu kogoś do pracy robić przy okazji zakupy po drodze, lub załatwić sprawy w urzędzie. W ten sposób oszczędzając kilka funtów tygodniowo, oszczędzany rocznie nawet około 300 funtów. Plusem dróg w NI jest dobra organizacja ruchu rondami, nie czekamy w korkach, jest możliwość swobodnie się poruszać i jechać po kilku znajomych z pracy. Oszczędzając funty, oszczędzamy też planetę i zmniejszamy ilość wydalanych spalin na drogach.
Może niektórzy z Was uznają mnie za dziwaczkę, ale skoro znalazłam wśród całej populacji męskiej jednego takiego jak ja, o tych samych założeniach, mojego męża, więc już jest nas dwoje dziwaków. Śmiem twierdzić, że takich par jak my, jest trochę na tym świecie. Mój mąż uwielbia rachować, ja planuję i oboje prowadzimy wspólny zeszyt wydatków, podsumowujemy koszty, planujemy, tworzymy zarysy, spisujemy realizacje. W każdym razie nie zdarzyło nam się jeszcze nigdy pomylić. Co niektórzy stwierdzą, że nie mają na to czasu a ja myślę, że nie mają do tego chęci, lub brak Im motywacji. Jeśli już choć odrobinę Ciebie zmotywowałam, to chwytaj za notes, długopis, i kalkulator i podsumuj wszystkie oszczędności mojej rodziny, wtedy zobaczysz, że się opłaca. Nie? Nie będziesz podliczać moich oszczędności? Więc oblicz swoje wydatki. A jeśli nadal Cię nie zmotywowałam to zobacz rubrykę etykiet na moim blogu - tutaj byliśmy (na samym dole mojego bloga) i wyobraź sobie, że to wszystko przez ostatnich parę lat zobaczyliśmy, odkąd jesteśmy rodziną... z domowych oszczędności. Bo przecież nie z luksusów na emigracji, o których często słyszy się od Polaków żyjących w Polsce, lub od Polaków żyjących na emigracji, którzy nie mówią prawdy. Lub od Polaków pracujących na emigracji, zarabiających kokosy, ściągających rodziców do opieki nad swoimi dziećmi, czasem tylko po to, aby pracować na spłacanie rat kredytów zaciągniętych w Polsce..
Może niektórzy z Was uznają mnie za dziwaczkę, ale skoro znalazłam wśród całej populacji męskiej jednego takiego jak ja, o tych samych założeniach, mojego męża, więc już jest nas dwoje dziwaków. Śmiem twierdzić, że takich par jak my, jest trochę na tym świecie. Mój mąż uwielbia rachować, ja planuję i oboje prowadzimy wspólny zeszyt wydatków, podsumowujemy koszty, planujemy, tworzymy zarysy, spisujemy realizacje. W każdym razie nie zdarzyło nam się jeszcze nigdy pomylić. Co niektórzy stwierdzą, że nie mają na to czasu a ja myślę, że nie mają do tego chęci, lub brak Im motywacji. Jeśli już choć odrobinę Ciebie zmotywowałam, to chwytaj za notes, długopis, i kalkulator i podsumuj wszystkie oszczędności mojej rodziny, wtedy zobaczysz, że się opłaca. Nie? Nie będziesz podliczać moich oszczędności? Więc oblicz swoje wydatki. A jeśli nadal Cię nie zmotywowałam to zobacz rubrykę etykiet na moim blogu - tutaj byliśmy (na samym dole mojego bloga) i wyobraź sobie, że to wszystko przez ostatnich parę lat zobaczyliśmy, odkąd jesteśmy rodziną... z domowych oszczędności. Bo przecież nie z luksusów na emigracji, o których często słyszy się od Polaków żyjących w Polsce, lub od Polaków żyjących na emigracji, którzy nie mówią prawdy. Lub od Polaków pracujących na emigracji, zarabiających kokosy, ściągających rodziców do opieki nad swoimi dziećmi, czasem tylko po to, aby pracować na spłacanie rat kredytów zaciągniętych w Polsce..
Na czym może zaoszczędzić trzyosobowa rodzinka, rodzinka wieloosobowa, czy bezdzietne małżeństwo, a może osoba samotna?
Na tym, że jest jeszcze w pojedynkę... lub nadal rodzinką dwu, lub trzyosobową (warto w tym czasie podróżować i skorzystać z możliwości noclegu w jednym pokoju), wydajemy mniej na posiłki, zakupy, itd.
Na niezagracaniu mieszkania niepotrzebnymi gadżetami, ozdobami, bibelotami, kupowanymi w Galeriach Handlowych i przez Internet
Na niezagracaniu mieszkania niepotrzebnymi gadżetami, ozdobami, bibelotami, kupowanymi w Galeriach Handlowych i przez Internet
Na kosmetykach - nie przesadzamy z ilością, szamponów, kremów i wizyt u fryzjera.
Na nieudawaniu Kogoś Kim nie jesteśmy, niepapugowaniu innych osób, niedorównywaniu modzie, jeśli tak naprawdę po zakupie ciuchów stwierdzamy, że nam się nie podobają. Po co mam kupować to samo, co nosi 50 % moich znajomych, skoro wolę sobie kupić delikatną złotą biżuterię.
Na nieudawaniu Kogoś Kim nie jesteśmy, niepapugowaniu innych osób, niedorównywaniu modzie, jeśli tak naprawdę po zakupie ciuchów stwierdzamy, że nam się nie podobają. Po co mam kupować to samo, co nosi 50 % moich znajomych, skoro wolę sobie kupić delikatną złotą biżuterię.
Na lekach i szczepionkach, wizytach u specjalistów, gdyż wszystkie podstawowe są refundowane, w państwie w którym żyjemy.
Na taryfie połączeń telefonicznych, mamy idealnie skomponowaną taryfę, w której w rozmowie w ramach jednego operatora na terenie miasta nie płacimy nic, a podczas rozmów do wybranego kraju, mamy niskie ceny za minutę połączenia, z kolei będąc w Polsce rozmawiamy z tego numeru za grosze.
Na ogromnej wyobraźni, która pozwala mojemu mężowi znakomicie przewidywać wydatki, a mi podpowiada, jak zawsze móc stworzyć 'z niczego coś'.
Do tego wszystkiego w naszym przypadku potrzeba jeszcze dwoje osób dorosłych o podobnych priorytetach, aby całość napędzała się siłą natury.
Inni mogą działać w pojedynkę, mogą też np, mieć swój warzywniak i robić przetwory ;) (do czego ja akurat za bardzo nie mam zamiłowania).
Na byciu Kimś lepszym, udoskonaleniu siebie, wyborze dobrej drogi, i poprawianiu swoich błędów młodości. Na umiejętnym wykorzystywaniu własnych i cudzych doświadczeń.
Na byciu Kimś lepszym, udoskonaleniu siebie, wyborze dobrej drogi, i poprawianiu swoich błędów młodości. Na umiejętnym wykorzystywaniu własnych i cudzych doświadczeń.
Można oszczędzać ubierając dziecko, w rzeczy po Jego starszym rodzeństwie, czy przyjaciołach. Podobnie z zabawkami.
Robiąc drobne naprawy w domu, zamiast zamawiania usługi fachowca. też można zaoszczędzić.
Wreszcie coś, czego nauczyłam się już dawno temu. Dziś poprzez dbanie o miejsce w którym mieszkam, niezależnie czy to moje, czy nie moje, jestem w stanie wiele zaoszczędzić i przede wszystkim zaoszczędzić sobie i innym wielu stresów. Ten, który myśli, że Mu się upiecze, i 'co tam', na pewno jest w błędzie. Wiadomo, że w życiu nie da się wszystkiego upilnować, wyjść ze wszystkiego bez szwanku, i żyć jak w muzeum. Cóż byłoby to za życie? Ale jeśli lubimy to, co nas otacza.. tworzymy swoją dobrą przestrzeń, a ta przestrzeń lubi nas.
Super wpis! Bardzo motywujący przy planowaniu wydatków- dla mnie szczególnie teraz, gdy zmieniłam miejsce zamieszkania ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję i o to mi właśnie chodziło. A dzięki Tobie wiem, gdzie się kierować w następną podróż. :) Całuję
UsuńBardzo ciekawe tipy jak sobie poradzić. Już dawno się przekonałam, że nie ważne jak dużo zarobiny tylko ile zaoszczędzimy. Często osoby zarabiające dużo, choc mają z czego oszczędać skłonne sa wydawać wiecej. Gdyby zarabiali mniej wydawaliby proporcjonalnie mniej. Mieszkam na emigracji,też nie pracuję. Niestety nie z wyboru lecz przymusu, bo nie mogę znaleźć pracy. Marze o zmianie, niestety nic nie wychodzi. Jedna stała pensja, pomoc rodzoców (nie wstydze sie do niej przyznawać, kto z niej nie korzysta gdy nie ma innej opcji) i zlecenia wpadajce mi czasem przez blog czy tzw dodatkowa kasa z neta (socjalu brak) to za mało. Raczej sytuacja nas zmusza by cos tam oszczedzać, żyć skromnie i jeszcze mieć na przyjemności i podroże by nie zwariować, przede wszystkim by inwestować we własne zdrowie. Tak samo u Ciebie, robienie listy wydatków pomaga. Muszę się zmobilizować by bardziej tego pilnować. Kiedy robisz wszystko świadomie to mniej pieniędzy sie ulotnia. Np jedzenie. Gdy stosuję program utraty wagi to posilki mam z góry zaplanowane, wydaję na nie mniej niż bym jadła spontanicznie. Nie chodzę po pizzeriach i restauracjach bty zaspokajać kaprysy. Dziecko nosi ciuchy po kuzynach i wygląda w nich dobrze. Wychodzimy z domu rzadko, skoro jestesmy domatorami to nie ma z tym problemu. Albo zamiast pójscia na tapas wystarczy spacer do parku. Unikamy galerii handlowych (choć teściowa nas tam ciągnie siła, bo to jej pasja, na szczęscie ona też zapłaci). Ciuchy noszę dopuki się nie podrą i dobrze wyglądają. Nie mam parcia na nowe. W weekendy podróżujemy blisko po okolicy i odkrywamy ją. Też jest tu sporo fajnych miejsc. Nie robimy zbyt długich tras, bo benzyna kosztuje. Problem tylko z ogrzewaniem. Bo dom jest nieszczelny, jak tylko wyłączysz ciepło ucieka i natychmiast robi sie zimno. To najtrudniejszy czas. Ale korzystamy z tego, że mamy już wykupiony karnet do fitness clubu. Zamiast w domu kapiemy się i suszymy włosy tam zamiast w domu. Problemem są dla mnie wydatki na autobus miejski. Przed dzieckiem mogłam wszędzie dojeżdżać rowerem. To super oszczedność i przykjemność. Teraz nie moge za często bo dziecko za małe by ze sobą posadzic. Korzystam z karty na doladowanie na autobus co wychodzi taniej niż zwykly bilet na dodatek ma opcję darmowej przesiadki w cigu godz. Gdy mam czas i jejniedalekost niedaleko to idziemy z dzieckiem pieszo. Mamy w domu skarbonki w które wrzucamy reszty z zakupów oraz konto oszczednosciowe dla dziecka na które co miesiąc oboje mu cos wpłacamy. Warto oszczędzać, jednak zawsze przydałoby się zarabiać wiecej, jednocześnie majac nawyki zarabiajacych mniej...wtedy nasze oszczedności jeszcze bardziej urosną.Pozdrawiam i chyba muszę częściej do Ciebie zaglądać ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam, gdy pisałaś o zakupach swojej teściowej. Musimy to zrozumieć, skoro tak były wychowywane i naprawdę to lubią... My takie nie musimy być, jeśli tego nie chcemy. Gdy Ktoś pożyje trochę na emigracji, to naprawdę może wiele się nauczyć. :) Ja też uważam, że praca rozwija i daje kobiecie wytchnienie od obowiązków w domu. Jednak nie chciałabym mojego dziecka zostawiać w domu pod opieką obcych osób, ale też z mężem jesteśmy zgodni, że nie chcielibyśmy życia w 3 pokolenia w naszym domu, lub mieszkać z Innymi, co często zdarza się w UK. W gruncie rzeczy mieszkanie z rodzicami na emigracji wcale nie jest tańsze, od mieszkania w trójkę.. Temat rzeka. Jeśli tak innym pasuje, to Ich sprawa. Jednak zmierzajmy, zmierzajmy do wszelkich oszczędności. :) Pamiętam, jak pisałaś artykuł o ogrzewaniu, a raczej Jego braku w domu, o warunkach do których tak naprawdę można się przyzwyczaić. Uwielbiam te odważne artykuły i już czekam na więcej również u Ciebie na blogu..
UsuńCudownie, że potraficie oszczędzić i żyć tak, by spełniac swoje marzenia! Tylko pogratulować :)
OdpowiedzUsuńU mnie w domu były drewniane okna, dziadek zawsze między dwa okna wkładał gąbke albo ręczniki :) W starych kamienicach niestety wiatr mocno hulał między cegłami :(
Dziękuję Zwykła Matka :) Ja pamiętam tylko, gdy kiedyś uszczelniałam okna w swoim mieszkaniu, takimi gąbkami. teraz w naszym domu wiatr hula tylko przy drzwiach, jednak drzwi te (miętowe) bardzo lubimy i wolimy je zabezpieczyć dodatkowo, niż zdecydować się na nowe :)
UsuńBardzo wyczerpujący i mądry wpis ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że ludziom po prostu nie chce się spisywać wydatków, bo zawsze te kilka minut dziennie można na to znaleźć.
Przyznam, że mam zupełnie inne podejście do tego wszystkiego niż Ty. Nie oszczędzam zbytnio i wolę drobne, codzienne przyjemności od wielkich podróży :) Nie jestem fanką wyjazdów, więc to może też dlatego.
Doceniam jednak Twój punkt widzenia i na pewno część działań mogłabym u się je wprowadzić, czyli np. zatrzymywanie ciepła. Biorę prysznic, ale długi i to nie jest coś, z czego teraz byłabym w stanie zrezygnować ;)
~Weronika
A widzisz, z tym prysznicem to jest tak, że np. mój mąż też prysznicuje dłużej (tu akurat pisałam o typowym moim dniu, gdy pędzę z synkiem do szkoły). Tak więc jak widać nie trzymamy się kurczowo i równo jakiś zasad wszyscy :) dlatego właśnie doceniam też Twój odzew, bo widać ile ludzi tyle wyborów.:) Nie potępiajmy nikogo za przyzwyczajenia i przyjemności :) Chodzi też o to, aby czuć się dobrze w swojej skórze. Przeszłam kilka etapów w swoim życiu, a teraz jest ten moment, gdy nie chcę siedzieć w domu. :) U Ciebie pewnie jest odwrotnie :) Pozdrawiam serdecznie.:)
UsuńBardzo wyczerpujący wpis :) My też w Irl. mieszkamy i kokosów nie zarabiamy, ale na wycieczki zagraniczne jeździmy, raz w roku do Pl i raz do cieplejszego kraju, a poza tym też po Irlandii kilka krótszych wycieczek. I wszystko to z oszczędności, a nie z wygranej w lotka :) Jakiś czas temu też spisywaliśmy wszystkie wydatki, ale przerażały nas podsumowania i przestaliśmy :) Chociaż w ten sposób dokładnie widać na co idzie kasa, więc może powinnam wrócić do tego (no ale teraz jest nas trójka, więc te sumy będą jeszcze bardziej przerażające :) I masz całkowitą rację z tym, że tak wiele osób uważa, że skoro jeździmy po świecie, to musimy zarabiać miliony pewnie! I żyjemy w luksusach! Ale zapominają o jednym - że może zarabiamy tu więcej, bo w euro, ale też w euro wydajemy. Więc na to samo wychodzi, co nie? :)
OdpowiedzUsuńWiesz, to już nawet nie chodzi o to, co kto myśli o zarobkach... chodzi o to, że każdy zastanawia się skąd bierzemy na to pieniądze. A bierzemy je z oszczędnego życia.:)
UsuńI bardzo mądrze. Rzeczywiście trzeba dobrze gospodarować tym, co się ma do dyspozycji. Miałam koleżankę, która zarabiała więcej ode mnie, ale skrupulatnie wydawała wszystko do ostatniego grosza na byle co, a potem pożyczała na życie do końca miesiąca ode mnie. Życzę wspaniałych podróży i pięknych widoków :)
OdpowiedzUsuńCzasem nie wiemy, z czym człowiek musi zmagać się każdego dnia, jakie ma koszty, choć na pozór wszystko wygląda na oczywiste. Bardziej skupiam się na tym jak podchodzimy do życia, do natury i czy jeśli nas na to stać - potrafimy oszczędzać na realizację marzeń. Dziękuję, a ja życzę spełnienia marzeń.
OdpowiedzUsuńBardzo madry wpis, niesamowicie mi sie spodobal! Dawno nie czytalam tak szczerze napisanych mysli drugiej osoby, bez udawania, bez sztucznosci i wciskania ludziom kitu. Widze, ze nie tylko imie mamy takie samo, ale rowniez podobne podejscie do zycia i to ze mieszkamy poza granicami PL ;) Jak czytalam Twoj wpis to tak, jakbym czytala o sobie ;) W naszym domu, po pierwsze, z poczatkiem kazdego miesiaca uruchamiamy nasz excelik i planujemy wszystkie wydatki. Niektorzy tego nie rozumieja i nawet ostatnio ktos z mojej polskiej rodzinki nazwal mnie "dziwaczka", no coz i tak bywa. Ale dzieki naszemu planowaniu, wiemy na czym stoimy, ile mozemy odlozyc, zaplanowac wakacje, wieksze zakupy, remont itd. Po drugie, nigdy nie marnujemy jedzenia. We Wloszech wszyscy uwielbiaja jesc, podobnie moj maz o coreczce nie wspomne, ktora ostatnio ciagle chodzi glodna ;) mimo tego zakupy robie z dokladna lista i zaplanowanym menu na tydzien z gory, niecierpie miec pelnej lodowki, w ktorej nic nie moge znalezc, bo konczy sie to pozniej wyrzuceniem przeterminowanej zywnosci. Co do idealnej temperatury w domu, we wloskich domach ostatnio bardzo popularne jest stworzenie dwoch stref ogrzewania, strefa zimniejsza czyli sypialnie, w ktorej temperatura nastawiona jest na 19 stopni i strefa cieplejsza, kuchnia, salon na 21 stopni. Wietrzymy tylko przy wylaczonych grzejnikach i jak wychodzimy z domu zawsze wylaczamy ogrzewanie. Pisalas o zarowkach LED. Moj maz jest ich wielkim fanem, 2 lata temu zmienilismy wszystkie zarowki i wyliczylismy ze rocznie oszczedzamy nawet do 80 euro. Pisalas o uzywanych ubrankach lub zabawkach. Uwielbiam tego typu sklepy, zawsze moge w nich cos ciekawego znalezc, wymienic za male ubranka Emmy lub zabawki, ktorymi juz sie nie bawi. Ostatnio udalo mi sie znalezc lalke Pippi, calkowicie nowa, jeszcze z metka za 2,50 euro a oryginalna kosztuje ponad 50 euro. Moja Emma byla nia zachwycona :) Kazdy z nas ma inne priorytety, inne cele w zyciu... niektorzy lubia oszczedzac a potem spelniac swoje marzenia, np. wyjechac na wymarzone wakacje, niektorzy lubia siedziec innym w kieszeni i ich krytykowac lub narzekac, ze ich nie stac na zagraniczne wojaze a co robia?! Codziennie chodza do restauracji, bo nie chce sie im gotowac, wyrzucaja do kosza "wczorajcze" pieczywo bo jest juz dla nich niejadalne, 2 razy dziennie biora prysznic 20 minutowy, wietrza mieszkania przy wlaczonych kaloryferach, robia weekendowe zakupy w galeriach i kupuja ubrania z najnowszej kolekcji, zeby pokazac sie pozniej na FB, bo ludzie musza zobaczyc, ze ich na to stac. To sa niestety przyklady z zycia, z ktorymi stykam sie we Wloszech lub w Polsce. Osobiscie wole swoj excelik, nawet to, ze ktos powie na mnie "dziwaczka", ale potem mozemy sobie pozwolic na wakacje 2-3 razy do roku a nasze wspomnienia z takich wojazy sa cenniejsze niz niejedna super kiecka Prady lub Gucci ;):) ale sie rozpisalam ;) pozdrawiam serdecznie :) Magda
OdpowiedzUsuńDziękuję za to, że przyłączyłaś się do dyskusji, z takimi osobami jak Wy z pewnością byśmy się dogadali. :) Napiszę jeszcze, że nie lubimy chodzić po sklepach, a ja wręcz tego nie cierpię. Najwięcej czasu spędzam tak naprawdę w tesco, a to i tak tylko godzinkę :) jeśli mnie spotkać - to dokładnie w tym sklepie, lub podczas kupowania prezentów. Nie dodałam bardzo ważnej rzeczy, że tak dbam o swoje wyjściowe ubrania, aby jak najdłużej zachowały dobrą jakość i po przyjściu do domu od razu się przebieram. Mój mąż robi dokładnie to samo i to nie tylko dla wygody :)
UsuńNiby oczywistości a jednak nie kazdy o nich myśli 😉
OdpowiedzUsuńO właśnie, nowe czasy, nowoczesny człowiek :) chyba..
Usuńbardzo ciekawy wpis, przeczytałam od dechy do dechy. trochę dał mi do myslenia, hmm...
OdpowiedzUsuńo zapisywaniu wydatków mysle od dawna, ale nie moge sie do tego zebrać :/
Dziękuję :) Notatki z wydatków to akurat pomysł mojego męża, co bardzo sobie chwalimy. I uwierz mi nie zajmuje to więcej niż 2 minuty dziennie. Super jest wiedzieć na co się wydaje i do tego zaplanować budżet na najbliższe tygodnie :)
UsuńJesteście niesamowici! Ja tu będę wracać i uczyć się, jak żyć :)
OdpowiedzUsuńWiesz, że zapisywanie wydatków pamiętam z dzieciństwa. Moja babcia zapisywała wszystko, co kupiła. Dzięki temu zawsze wiedziała, ile ma pieniędzy i ile wydała. Pełna kontrola. To stara, ale doskonała metoda. Uściski :)
Zapraszam serdecznie, choć nie moim celem uczyć życia, ale oszczędności na podróże ;) zapraszam zawsze. Moja babcia również spisywała - ale tylko planowane wydatki, wydanych pieniędzy nie spiasywała - ale i tak na wszystko z listy planowanych mogła sobie pozwolić - bo była bardzo sumienna, odpowiedzialna i zorganizowana.
OdpowiedzUsuń