sobota, lipca 01, 2017 0

polski urlop


Kochani. Ostatnio zbyt wiele się nie rozpisuję prywatnie, jednak mam gotową garść tematów, które po ostatnim pobycie w Polsce wręcz wyskakują z rękawa. Słyszałam, że burze szaleją, i wiatry i wstyd sie przyznać, ale ja marzyłam o deszczu, gdy dwa tygodnie z rzędu ciężkie powietrze unosiło się tam, i żar z nieba.. Teraz, gdy wspomnę, to aż żal tego powrotu. Zapewne nie przez zmianę klimatu. W tym roku działo się oj, działo. Działo się wiele, bo i plaży i morza polskiego, truskawek, czereśni zasmakowliśmy. Lodów co nie miara, i torta urodzinowego. Na działce u koleżanki się relaksowaliśmy. W tym roku było niesamowicie, z naszymi przyjaciółmi, nie raz, nie dwa. Także na urodzinach Alexandra w papugarni, i na spacerze wieczornym z moją przyjaciółką oraz Jej nową suczką. Chłopaków na ryby posłałyśmy, wrócili opaleni, bez ryb. Na domówce bawiliśmy się tańcując, trochę jak małolaty, ale w dobrym towarzystwie wszystko można zrobić, nawet nie planując tego. Mecz obejrzany w barze osiedlowym, na dużym ekranie, to też nie lada atrakcja. Wynik 3:1 dla Polski.



Pierwszy raz w życiu ktoś bliski torcik zrobił dla mnie i to właśnie była moja ciocia, która nas bardzo uraczyła smakołykami, i ugościła jak swoje dzieci. Zachęciła Alexandra do słuchania czytanych opowieści, i zaraz Jego zainteresowanie tym tematem wzrosło. Dostaliśmy wiele książeczek, które przywiozłam w wielu zakamarkach mojego bagażu.  Czułam się u Niej, jak w domu rodzinnym. A wiecie, że ja na urlopie nie gotuję, polska kuchnia cioci nam bardzo smakowała. Boże Ciało w Polsce i miliony płatków kwiatów na drodze. Widok mojej uśmiechniętej babci lat 96, zabawy Alexandra na polskich placach zabaw :) Spacer po Starówce znanej 'nieznanej' mi dotąd Bydgoszczy. Zapach mojego rodzinnego domu tam, a wcześniej zapach dzikich róż, jedyny taki tylko nad polskim Morzem Bałtyckim (idąc po plażach w Portugalii, czy Lanzarote nic nie pachnie). Zakupy na ryneczkach i kramikach :) I tak: dostałam najcudowniejsze kolczyki z bursztynami, malutkie kwiatuszki. Kupiliśmy największego lizaka w naszym życiu w Biedronce, a także zjedliśmy największą pizzę w naszym życiu (1 m) z nowej pizzerii w naszym mieście. I gdy Ktoś zapyta: Czy nie chcesz tego na stałe? Ponownie? Odpowiem: Nie, bo znów stanie się takie powszednie. Wolę od święta.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz :)

Komentując wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych, które są m.in. wykorzystywane w analizie statystyk poprzez Google Analytics. Blog nie zbiera w sposób automatyczny żadnych informacji, z wyjątkiem informacji zawartych w plikach cookies tak zwanych "ciasteczkach".

Znajdziesz mnie tutaj

Copyright © 2017 weekendownik