Dzień Dobry. Czy zjedliście już dzisiaj coś tłustego? My w tym roku wcinamy faworki. Przepis na moje faworki - tzw. własny z zakamarków rodzinnych, wydobyłam jeszcze z teczki w której przechowuję przepisy nieprzepisane do mojego przepiśnika. Otóż tak naprawdę uwielbiam faworki, które raptem w domu rodzinnym jadłam może kilka razy, a z kolei sama nigdy nie próbowałam przepisu, a to ze względu na niechęć do ich przygotowania (zawsze wydawało mi się, że potrzeba na to sporo czasu), a to - bo usłyszałam, że są bardzo kaloryczne.. No i co z tego - pączki też są bardzo kaloryczne i do tego jeśli robię ich 20-30 sztuk, to później muszę na siłę je jeść. Prawda jest taka, że nikt nie jest w stanie opanować tylu pączków w jeden dzień. Tak więc w tym roku postanowiłam wreszcie przygotować faworki, które zniknęły w mgnieniu oka. Smakowały nam wszystkim i szybko się je zjada.. Co prawda ja skonsumowałam kilka sztuk, ale za to moje chłopaki jedli, aż im się uszy trzęsły! I o to chodzi. Tak więc dzisiaj nietypowo - nieweekendowo, bo w tygodniu podrzucam Wam przepis. Jednak nie martwcie się - w niedzielę (jak zwykle) oczekujcie kolejnej porcji pyszności, tym razem ze słowackiej Cukierni Lidla (dietetycznie).
Faworki
300 gram mąki tortowej,4 żółtka,20 gram masła,25 ml spirytusu,100 ml śmietany,18 %szczypta soli,cukier puder do posypania,litr oleju (tylko do smażenia)
Wszystkie składniki dobrze zagnieść. Ciasto cieniutko rozwałkować i pokroić w plasterki 3 cm /8 cm. Na każdym prostokącie zrobić nacięcie i przewlec jeden z końców ciasta formując faworka. Smażyć na rozgrzanym tłuszczu obie strony na złoty kolor. Wykładać na papierowy ręcznik i jeszcze ciepłe obsypać cukrem pudrem. Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz :)
Komentując wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych, które są m.in. wykorzystywane w analizie statystyk poprzez Google Analytics. Blog nie zbiera w sposób automatyczny żadnych informacji, z wyjątkiem informacji zawartych w plikach cookies tak zwanych "ciasteczkach".