czwartek, grudnia 17, 2015 12

Co mnie kobietę jeszcze może zaskoczyć? ;)



W dzisiejszym świecie już niewiele może nas zdziwić. Przykładem jest choćby postęp techniki, możliwości graficzne, czy nawet kulinarne. Makijaże Halloweenowe też zdecydownie z roku na rok wydają się jakby bardziej realne. Nawet przeglądając fotografie do dzisiejszego artykułu miałam okazję przekonać się, że także papier - ewaluował. No może nie do końca on sam, a pewnie to my ludzie potrafimy zrobić z niego coś 'większego'. Możecie zobaczyć sami m.in. zdjęcie z sesji projektanta Gallagher'a, bądź wpisując hasła: paper design, paper artist, paper creator. Bo tak naprawdę papier był zawsze (odkąd został wynaleziony w Chinach). Pamiętam czasy, gdy z moim tatą układaliśmy już w latach osiemdziesiątych konstrukcje zamków i domów 3D. Bo są absurdy, które mogą bawić i cieszyć oko, wykonane z rzeczy lub świadomie z udziałem ludzi. Najwięcej pięknych absurdów znajdziecie wpisując słowa fashion absurd. Tam naprawdę się dzieje! Właściwie mogłabym rzec, że już nic nie może mnie zaskoczyć. A jednak! Mnie jako człowieka najbardziej zatrważają sytuacje, głównie związane z zachowaniami ludzi. Mogą one zaskoczyć niesamowicie, wywołać oburzenie, lub atak śmiechu, a na pewno plotki. Od razu mówię - różowo dziś nie będzie! ;) Skupię się na kobietach, bo w końcu sama nią jestem. Z perspektywy popełnianych w życiu sukcesów i gaf (bo takie też były, i mam nadzieję, że już nie będą) mogę dziś spojrzeć na niektóre absurdy z przymrużeniem oka. Absurdy. :)

1. Przymierzanie butów w Primark, bez dodatkowych skarpetek. Ot wygoda! Poszukując butów, które mogłabym włożyć na uroczystość ślubną mojej przyjaciółki i przymierzając obuwie miałam tę koszmarną przyjemność stać przez chwilę obok młodej pięknej dziewczyny, która posługiwała się językiem angielskim rozmawiając z koleżanką (jestem prawie pewna, że była to Iryska). Niestety szybko zrezygnowałam z dalszych oględzin i przymiarek, gdy zobaczyłam stopy mojej 'sąsiadki'. Nie będę Wam opisywała jak wyglądały. Zniesmaczona wyszłam ze sklepu. Uwierzcie, to nie pierwsza taka sytuacja jeśli chodzi o miejscowe kobiety, mogłabym wymienić kilka takich okazów w ciągu roku, a zaznaczam, że chodzę na zakupy kilka razy w roku. Czy są tutaj Panie kupujące częściej w UK? Może macie jakieś ciekawe anegdotki w tym zakresie..? ;) Oto powód dlaczego naprawdę warto nosić przy sobie zapasowe skarpetki do przymierzania obuwia! 


2. Drugim ciekawym zdarzeniem pewnie Was nie zaskoczę. Ale chętnie opowiem o moim rozwiązaniu z sytuacji, żebyście nie obawiały się reagować w podobnych wydarzeniach. To konieczność często potrafi zrodzić pewne całkiem przydatne pomysły, jak wyjść z opresji. Jazda autobusem i odurzający zapach perfum dziewczyny - przewietrzony cały autobus. Podczas ostatniego urlopu naszej trójeczki na Słowacji podróżowaliśmy część drogi powrotnej z rodzinnego miasta Tibora do Bratysławy autobusem linii międzymiastowej. Mniej więcej w połowie drogi do średnio zapełnionego autobusu wsiadła kobieta po 30 stce opsikana od stóp do głowy perfumami. Panienka zasiadła w przedostatnim rzędzie fotelów. Początkowo siedząc tuż za nią pomyślałam, że to wytrzymam. Niestety po kilkunatsu minutach zaczęła boleć mnie głowa, a mój synek zaczął bardzo kaszleć. Najbardziej delikatnie sytuację znosił oczywiście mój mężczyzna (i nie chodzi tutaj o kobietę, a w ogóle o jego reakcje na nieodpowiednie zachowania ludzi). Jednak biorąc pod uwagę głównie dobro dziecka i patrząc z perspektywy dalszej długiej podróży czekającej nas jeszcze - wpadłam na genialny pomysł. Poparcie mojego partnera w postaci pomocy w 'przedsięzwzięciu' sprawiło, że szybko pozbyliśmy się szkodnika. Okazało się bowiem, że okna po bokach nie można otworzyć, więc poszliśmy na całość, szczególnie, że z tyłu oprócz nas nikt nie siedział.. Postanowiliśmy zrobić mega przewietrzenie - otwierając trzy razy górne, tylne okno. Pani początkowo bardzo się chroniła przed zimnem zakładając to apaszkę, to kurtkę, aż za trzecim wietrzeniem podreptała grzecznie do przodu, i na szczęście już po pół godzinie wysiadła na którymś z przystanków. Muszę tutaj Wam dodać, że my w trójkę jesteśmy przyzwyczajeni do chłodniejszych tempratur, żyjąc w UK, gdzie standardowo w domu mamy od 19 do 21 stopni, i to nam w zupełności wystarcza. Tak więc nie było nam zimno. Nie miałam ochoty na dyskusje z tą kobietą, choć nie boję się używać języka (nawet na Słowacji) - nie zapomniałam jednak dodać tylko raz głośno stwierdzenia o smrodzie od perfum, bo być może kobieta nie była świadoma co funduje innym podróżującym? 

3. Teraz żeby było, trochę weselej. Mamy taką 'przechodnią' znajomą, która każdego dnia mija nasz dom. Ta dziewczyna już sama w sobie wzbudza pozytywne odczucia i powoduje uśmiech na twarzy. Po prostu sama chodzi zawsze uśmiechnięta, jest lekko przy tuszy i ma bardzo miłą, okrągłą buzię. Nasz domek położony jest na końcu ciągu domów, jest to uliczka bardzo mało przechodnia, ale zadarza się, że raz na godzinę pojawi się żywa dusza. I taką właśnie żywą duszą jest Telefonistka (ksywkę nadałam Jej ja). Gdy przechodzi obok domu, wszyscy krzyczymy - telefonistka idzie! ;) Jest to dziewczyna nierozostająca się z telefonem. Każdego dnia z telefonem przy uchu rozmawiająca po angielsku (domniemam Iryska) mija nasze okienka, ku wielkiej radości domowników. Spotkana na ulicy przypadkowo w centrum miasta - też trzymała telefon i rozmawiała! Mam sporą słabość do tej dziewczyny, bo kiedyś też często nosiłam telefon przy sobie i pisałam sporo sms. Choć na szczęście moje przyzwyczajenia wreszcie dobiegły końca, zdaję sobie sprawę, że świat idzie do przodu! Poza tym jest to młoda kobieta, i nie wiadomo, czy może w ten sposób nie pracuje..? A może w domu nie wolno Jej używać aparatu, i dlatego zaraz po wyjściu z 'więzienia' uruchamia swoje narzedzie konwersacji? Można by było się zastanawiać i zastanawiać, a najlepiej nie wnikać, jeśli nikomu to nie szkodzi, to Jej własna decyzja. Ja po prostu widząc telefonistkę od razu mam lepszy dzień ;)


4. No to żeby nie było za wesoło, teraz daję trochę krytyki. Znów powiem - na ten temat jest dość głośno ostatnio, ale będę się powtarzała. Największym zaskoczeniem jako matki dwu i półrocznego chłopca, było spotkane w Północnej Irlandii dziecko w wózku bez skarpetek (nie mówiąc o czapce i szaliku) w temparaturze 10 stopni. Drugim wielkim zaskoczeniem opisywanej sytuacji była mama drepcząca grzecznie z wózeczkiem w kozaczkach i ciepłym (ekstra) płaszczyku. Odnośnie tej anegdotki warto tylko dodać, że z kolei pielęgniarki środowiskowe z terenu UK są oburzone faktem, iż Polki zamieszkujące UK przegrzewają swoje dzieci! W domach gdzie jest małe dziecko, nie powinno być więcej niż 19 stopni. O, widać co kraj, to obyczaj!

5. Więc teraz niech będzie z przymrużeniem oka ;) Żeby nie było, że rozdrabniam się na części - to opiszę dwie sytuacje łącznie w numerze 5. Pociągi i autobusy mają to do siebie, że chcąc - nie chcąc musimy podczas podróży być świadkami tego co obok nas się dzieje. Wydawałoby się jednak, że w pociagu mamy jeszcze możliwość ewakuacji, no, chyba, że jedziemy obleganą trasą w sobotnie popołudnie - w czasie, gdy większość młodzieży wybiera się na imprezowy podbój świata, bądź też z owocnych zakupów. W Polsce zdarzyło mi się spotkać rozkrzyczane, 'nieogarnięte' dziewczęta, zwykle, gdy już wracały z klubów. W Irlandii jest jeszcze ciekawiej. Ponad trzy lata temu, był taki moment, gdy jeszcze nie mieliśmy auta w UK. Lubiliśmy podróżować i zwiedzać interesujące miejsca pociągami Translink. Jadąc z jednej z wycieczek do domu, w załadownym pociągu natrafiliśmy na bardzo radosny przedział. Co w ogóle mnie nie dziwi - klimatyczna ekipa w liczbie 2, którą tworzyły tylko dwie młode koleżanki, bardzo chętnie prezentowała zawartość swoich torebek. Fashion voyager by się nie zawstydził. W skład ekstra produktów wchodziły: rozpakowywane bluzeczki, buty wraz z prezentacją na wyciągniętej do góry nodze, dezodoranty o cudownym, duszacym zapachu - testowane na bluzkach, lakiery malowane na paznokciach (nie tylko na tych najmniejszych). Na sam koniec podróży wszyscy zostali uraczeni głośnymi kilkunastominutowymi rozmowami przez telefon (obu pań oddzielnie), zaznajamiając się z ostatnimi wydarzeniami z życia dziewczyn. Na szczęście dla mnie - mój j. angielski wówczas był jeszcze na niższym poziomie niż obecnie, a na szczęście dla współpodróżniczek - byłam wtedy w pierwszym trymesterze ciąży i zwyczajnie to olałam. W każdym razie dziewczyny były radosne, choć wzbudzały we mnie momentami uczucie troski i żalu. Jednak zupełnie nie mogę zrozumieć starszych kobiet, które siedziały obok przebojowych 'dam' i nic nie mówiły... Trochę bardziej stylową dziewczynę spotkaliśmy jadąc autobusem Goldenline. Linię tę wykorzystujemy kilka razy w roku. Aż do tego feralnego dnia styczności z przedstawicielką stylu Emo, tak naprawdę ta linia kojarzyła mi się ze złotem... Początkowo siadając tuż obok dziewczyny (Iryska) nie wiedziałam czy to przypadkiem nie jest chłopak? Niestety oprócz przetłuszczonych włosów, zapach potu był bardzo mocno wyczuwalny dla nosa - co przeszkadzało nam w podróży - ale to nie o tym chciałam napisać. Sąsiadka, pewnie wybierała się na imprezę lub randkę i postanowiła wykonać pełen makijaż w autobusie - stąd wiem, że to emofanka. Dodatkowo przed wysiadką pod koniec makijażu pozostawiła rozsypane 'odpadki' ze swojej oblepionej kosmetyczki... Najważniejsze - pełen make up jest!


6. Zaczynamy optymistycznie dzień :) Irlandzkie kobiety lubią pospać - to jedno (większość biur i sklepów otwiera się od godziny dziewiątej).Standardowe podejście młodych, i niektórych starszych kobiet tutaj, to wychodzenie z domu w szlafroku, do pobliskiego sklepu - uwaga (godzina 12, południe) w tygodniu. Panie w domu chodzą w dresach domowych, bez makijażu, aby w weekednd (lub w tygodniu uprawiając shopping) wyjść w pełnej krasie - wtedy im nie dorównasz! Powiem szczerze, jestem, jak najbardziej za naturalnością w domu i nie tylko. Przyznam się też, że zaczerpnęłam trochę tego klimatu i żyjąc tu zwyczajnie dałam na luzzz. A jednak ja tam lubię być zadbana choćby dla siebie samej, a nie dla innych. :) 


7. Po przyjeździe do Północnej Irlandii zaskoczyło mnie przyjazne pozdrawianie przechodniów na ulicy - Hello, Hi. Mówią tak mijający się ludzie na powitanie. Lubię to u kobiet w Kraju, w którym mogę czuć się przyjemnie, nieobgadywana, bez zawiści. Gdyż niestety - to Polka - Polce wrogiem. Z kolei w twarzach i słowach tutejszych kobiet można zobaczyć szczery, niewymuszony (nie tylko na pokaz) uśmiech.


8. Coś co  mnie przyprawiało o palpitację serca to widok samodzielnie biegających dzieci (3-6 lat) przed domami, po stronie nieprywatnej i nieogrodzonej, gdzie jest ulica dla ruchu aut. W tym czasie mamy spokojnie siedzą w domach, lub krzyczą przez uchylone drzwi, że maluszek ma nie wychodzić na ulicę. Teraz trochę oswoiłam się z takim obrazem, widząc, że nic się nie dzieje złego. To chyba jakaś moda jest, że tutaj kierowcy są milsi, bardziej ostrożni niż w Polsce i to oni uważają na drogach?


9. Na koniec bardzo pozytywny absurd. O czym będzie? No o służbie zdrowia. :) Miałam okazję już kolejny raz docenić pracę tutejszych 'pielęgniarek'. Dobrze rodziłam. Jestem bardzo zadowolona z pracy tych sympatycznych Pań, a podczas ostatniej wizyty na konsultacji w szpitalu byłam aż zaskoczona i uszcześliwiona. Nie porównuję tutaj pracy polskich pielęgniarek i lekarzy z tymi 'zagranicznymi'. Jednak tutaj odczułam większy szacunek służby zdrowia do osób uprzywilejowanych niż w moim rodzimym Kraju. Kiedy z winy szpitala Twoja wizyta zostaje opóźniona o godzinę i pozostajesz z dzieckiem w sytuacji bez wyjścia, wystarczy powiedzieć o tym personelowi, a wyjście zawsze się znajdzie. Można nawet zostać przyjętą poza kolejnością i nikt Cię nie wytyka palcami (pacjenci), a pielegniarki nie przesyłają Ci głupich komentarzy, że 'damusia', czy 'wymyśla'. Jeśli masz problem, wystarczy powiedzieć i nikt Cię nie ma prawa ośmieszać. Bo przecież nie chodzi tutaj o wymyślanie powodów do przyjęcia poza kolejnością, tylko o przyjęcie poza kolejnością z ważnych powodów..

inf. Artykuł nie jest kierowany do konkretnej osoby, ani też nie jest o konkretnej osobie. Osoby wymienione w artykule mogą być fikcyjne ;) 

fotografie pochodzą ze strony Pinterest.com

12 komentarzy:

  1. no tak, są to własnie uroki podróżowania komunikacją miejską, ludzie są rózni, ale telefonistka jest ok, hartowanie dziecka , gdy mamusia opatulona, ot życie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Telefonistka jest super :) miła dziewczyna się okazała. Nawet udało się kilka razy pozdrowić Ją, bo ma znakomitą podzielność uwagi. Mamusia nabyła nowe kozaczki, a dziecko jeszcze nie ma półbutów na jesień ;)

      Usuń
  2. Madziu, ale się ubawiłam Twoimi spostrzeżeniami :D Jakbym film oglądała :) Wszystko co opisałaś jest takie realistyczne i na pewno nie ma osoby, która nie mogłaby się utożsamić z przynajmniej jedną z tych sytuacji. Super post!
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Cieszę się, my też naśmialiśmy się co nie miara! I to przeżyliśmy :) A jak Ci się zdjęcia podobają? Ja je uwielbiam - są bardzo pozytywne tak naprawdę.. Całusy

      Usuń
  3. Każdy kraj ma swoje plusy i minusy, we Włoszech sobie to uświadomiłam. Nie ma gorszych czy lepszych... Np. Kocham w Polsce pewien pożądek i w sumie czystość. We Włoszech mnie to dziwiło jak można w takim syfie? Na drogach zaś istny chaos. Za to nam Polakom brakuje tego luzu i uśmiechu. Podobało mi się, że Włosi tak fajnie zagadują i są otwarci. No, ale u nas się też zmienia :). Wierzę, że jeszcze kilka pokoleń i nie będzie źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie byłam jeszcze we Włoszech, ale raczej tam nie będzie dane mi zamieszkać. :) Wierzę, że narody 'mniej poukładane' są bardziej spontaniczne i pełne uroku. To tak, jak z powiedzeniem - 'tylko nudne kobiety mają w domu idealny porządek', i coś w tym jest. :) oby wszystko się wyrównało...

      Usuń
  4. Zderzenie kultur zawsze wywołuje emocje, zwłaszcza, jak się natrafia na zwyczaje zupełnie inne od sobie znanych. Ale popieram, skarpetki trzeba przy sobie nosić ;). A ten zwyczaj w wychodzeniu do sklepu w szlafroku wcale nie jest taki zły :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak z pewnością, każdy posiada inny poziom kultury osobistej :D Co do szlafroka to pewnie i nawet bym się przychyliła do zwyczaju, gdybym w tym kraju nie wychowywała syna.:)

      Usuń
  5. Wizja przymierzania butów bez podkolanówek to dla mnie koszmar! Teraz najczęściej we wszystkich obuwniczych już są poustawiane co jakiś czas pudełeczka i można "się poczęstować". Ile osób korzysta to niestety inna sprawa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i w 'porządnych' sklepach są podkolanówki, ale przypuszczam, że takim okazom szkoda czasu na ich ubranie, skoro nie mają chwili, aby zadbać o siebie.. :D

      Usuń
  6. Całe tekst przeczytałam z wielkim wachlarzem emocji: śmiech, irytacja, obrzydzenie ..:) Doprawdy ludzie nadal potrafią zaskoczyć (szkoda, że najczęściej negatywnie), a sama również myślałam, że niewiele już mnie w życiu zdziwi :D Jako osoba wrażliwa, wyczulona na zapachy i estetka bardzo mocno reaguję na takie nazwijmy to "niehigieniczne" incydenty. A co do hartowania dzieci - mam rodzine w UK i podobno taki widok to norma :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli dostarczyłam Ci pewnych odczuć :) Cieszę się :) Od czasu, gdy prowadzę auto bardziej przyglądam się jednak negatywnym zachowaniom Polaków (i Słowaków) żyjących na emigracji.. Miałabym znów o czym pisać, choć tematy są bardzo drażliwe i chyba nie chciałabym publicznie ich ruszać.

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz :)

Komentując wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych, które są m.in. wykorzystywane w analizie statystyk poprzez Google Analytics. Blog nie zbiera w sposób automatyczny żadnych informacji, z wyjątkiem informacji zawartych w plikach cookies tak zwanych "ciasteczkach".

Znajdziesz mnie tutaj

Copyright © 2017 weekendownik